Heksaptyk chłopski
(Na motywach powieści pt. „Chłopi”,
Władysława St. Reymonta)
I
Kuba
Przekręcasz się z wielkim trudem, leżąc na
wprost wywartych wrót. Wystawiasz drżącą
rękę ku srebrzystej smudze księżycowej
poświaty, ku wirującym powoli cząsteczkom
kurzu. Zimno, coraz większe zimno. Nadciąga
śmierć…
Ręka opada ci na pokrytą słomą i
zwierzęcymi odchodami ziemię. Ciche końskie
rżenia, sapania, mlaskania ozorów. Krowy
wystawiają ze swoich zagród rogate,
szerokie gębule. Spoglądają swoimi
bezrozumnymi ślepiami, błyskając odbitym
światłem, ledwie zauważalnymi ukłuciami,
jakby dalekich gwiazd. Przez usłane
zwiędniętymi liśćmi podwórze przechodzi
falami weselny tumult, przemykając ponad
twoją głową, bych pomknąć daleko,
dalekuśko… ― w boży świat. Rozświetlone,
otwarte okna, uśmiechnięte, rozkrzyczane
twarze… Piski… Głuche tupoty taneczników…
Migające kolorami stroje, korale… Pędząca
niczym górski potok szalona gra
skrzypeczkowych muzykantów…
Pot pozlepiał ci przerzedzone, siwe włosy.
Podnosisz ciężką, pulsującą głowę,
obserwując, zachwycony, jaśniejące światło.
Ktoś głaszcze cię, obejmuje. Szeleszczą
liście rozchwianych gałęzi, szepcząc cicho
pacierze. Cosik jeszcze niewyraźnie
mamroczesz, Kubo, deliberujesz, rozważasz,
pomimo śmiertelnego skurczu. „Jezusie,
Maryjo!...” ― I oddajesz ducha w
Panajezusowe rączki, dostrzegając taką
miłość niezgłębionych ócz.
II
Jagna i Antek
Biegniecie przed siebie, porwani nagłym,
gorącym uniesieniem, czując błogość,
szczęście, gwałtowny ścisk…
― Jaguś, ty moja…
― Jantoś, jedyny mój, jedyny…
Cosik pulsuje we wnętrzu. Dzieją się tam
jakieś dziwne rzeczy. Biegniecie przed
siebie. Śnieg skrzypi pod stopami. Sine,
ciężkie obłoki zawadzają o rozkołysane
gałęzie pojedynczych drzew, o bezlistne,
rozczapierzone palce… Wiatr pogwizduje,
hula, kręci.. Przypływa, odpływa… -
cichnie. Mróz czerwieni nosy. Błyszczą
zeszklone oczy, nabrzmiałe usta...
Chcecie zgnieść rozgorzałe serca
pożądliwie, drapieżnie, dziko! (nikt was
teraz nie zdoła rozewrzeć!) Upadacie ze
śmiechem. I choć ćma coraz większa, coraz
większy gęstnieje mrok, chociaż
zabrnęliście niebacznie w bez-świat
nieznany… Choć już bura noc, oraz mgły
przechodzą skrajem lasu, chociaż
zostawiliście daleko wszelki gwar
wiejskiego życia, wciąż buzujecie namiętną
krwią…
― Zniewoliłeś me. Cużem ja teraz
poredze?
― Cichoj, Jaguś, cichoj.
― Bojam się, Jantoś. A jak nas obaczą?
― Ciii…
Łapiecie oddech, niczym pływak zaczerpujący
powietrza. Jednakże, mimo ryzyka śmierci ―
schodzicie znowu… ― głęboko, najgłębiej…
Oddychacie sobą, będąc już tylko sobą.
Nierozerwalni, spleceni… ― przygnieceni
nieskończonym niebem.
III
Hanka
Dlaczego jesteś smutna, Hanuś? Idziesz
samotnie zaśnieżoną drogą. Mijasz
rozświetlone okna chałup. Przejrzyste niebo
migocze gwiazdami. Wschodzi nad lasem
okrągluśka, księżycowa twarz. Zimno ci.
Obejmujesz ramionami próżnię lodowatego
powietrza. Zamiast kożucha, masz jedynie
cienką, podartą chuścinę. Zamarzają ci pod
oczami strużki łez. Płaczesz cicho,
cichuśko, wznosząc zapuchnięte wysoko oczy.
Drepczesz drobnymi kroczkami… - samiuśka,
otoczona bezbrzeżną otchłanią nocny…
Dochodzą cię dalekie, żałośliwe zawodzenia,
jęki. „Jezusie, Maryjo!” Klękasz przed
Panem Jezusem na pustym, mrocznym
cmentarzu. Składasz dłonie do modlitwy, aże
słychać jedynie łkający szept pacierza. ―
„Ojce nas, któryś jest w niebie (...)” ―
Wiatr tarmosi gałęziami topól, wierzb…
Ulatuje. Pędzi po zaśnieżonych polach. ―
„(…) chleba nasego powsedniego daj nam
dzisioj (...)” ― Wilki ciągną dalekuśko
swoje przejmujące wycia aż cierpnie skóra.
― „(...), ale nas zbaw ode złego. Amen.”
Żegnasz się skostniałymi od mrozu
rączętami, padając na twarz w bieluśki
śnieg, by, leżąc krzyżem, zażebrać
gwałtownym płaczem ― o zmiłowanie.
IV
Maciej
Okrągluśki księżyc zagląda przez szeroko
wywarte drzwi pokoju. Dochodzi skądsiś
ściszony szept. Otwierasz, Macieju, szeroko
oczy, chcąc dojrzeć lepiej srebrną smugę
światła, pełznącą powolutku po ścianie.
Wyraźnieją kontury okrytych półmrokiem
przedmiotów. We framugach okna migoczą
niedosiężne gwiazdy. Obserwują cię
obojętnie święci, spomiędzy drewnianych,
zakurzonych ram. Śpik wiekuisty zmorzył
całą ziemię. Nastał czas niewidzialnych,
zbłąkanych dusz. Ktoś ciebie nawołuje. Kto?
Wstajesz powoli z łóżka, tchnięty nagłym
impulsem. Wzuwasz długie cholewy. Dotykając
rozedrganą dłonią drzwi, przekraczasz próg
wiosennej nocy.
Wszystko jest dla ciebie takie dziwne.
Wiatr rozwiewa ci włosy. Jesteś blisko… ―
ale to coś ― zaraz pierzcha za kotarę
mroków niepamięci. Jednak ponownie
zaczynasz rozumieć, obejmując ze zdumieniem
głowę, lecz ― ogarnia cię pustka… Znowu
kolejny błysk świadomości rozjaśnia
absolutną czerń. Chwytasz kolejne sprzęty…
Juściś cosik wyciągasz, juściś… ― znowu
nic…
Stajesz po środku pola zapatrzony przed
siebie. „Jezusie, Maryjo! Tyle zeczy,
tyle…„ ― mamroczesz niewyraźnie,
rozważasz... Wiatr targa młodymi liśćmi
wierzb, otacza cię… Wszystko nachodzi…
Ogromna, księżycowa twarz… Światło wciąż
ogromnieje do niebywałej jaskrawości…
Klęcząc, szepczesz pacierze ze złożonymi
ściśliwie dłońmi… Śmierć kreśli ci na
podniesionym czole krzyż.
V
Jagna i Jasio
Widzisz, Jaguś, jego cudowne oczy.
Uwielbiasz ten rozmodlony, mądry głos.
Wtedy, kiedy czyta ci przeróżne historie z
książki o dalekim świecie. Uwielbiasz
historie o królach. To taki inny świat.
Czy kochasz? Tak. Kochasz nad życie, mimo
że miłość to nieodwzajemniona. Oczekujesz
każdego spotkania z łomotaniem serca.
Podziwiasz go rozmiłowanie, przystrojonego
za ołtarzem, odprawiającego mszę, jakoby
zstępował anioł z jasnymi loczkami.
Słuchasz jego przedsennych modlitw podczas
dusznej, pachnącej jaśminem nocy, ukryta
pod jego otwartym oknem…
Czy on wie? Nie. I nigdy się nie dowie.
Tajemnica miłości przeogromnie słodka,
paląca cosik we wnętrzu. Marzysz tkliwie o
każdym, niewinnym muśnięciu. Bo miłość to
niewinna, przepełniona zapachem kwiatów,
lekkością motyla, rozwianym puchem mleczy…
Choć wiesz, że jest beznadziejna,
niespełnialna, obarczona klęską, wciąż
czekasz niewysłowienie tęskniąc. Bo jest
piękna, pięknością szczęśliwych ludzi,
idących przez rozsłonecznione, falujące
łany złotych zbóż. Którym, mimo zagubienia,
nie potrzeba jakichkolwiek drogowskazów.
VI
Jagna
(Koda)
Nie płacz, Jaguś. Chodź. Obetrę ci
delikatnie kapiące łzy. Stoisz przy oknie,
okrywając ramiona połataną chuściną. Ptaki
przelatują, gdzieś nad żółtymi polami
więdnących kwiatów. Ogromne słońce dotyka
ziemi… Ciemnieje…
(Włodzimierz Zastawniak, 2018-12-17)
Komentarze (3)
Rewelacyjne i mega pomysłowe. Lubię takie inspiracje.
Przeczytałam "Chłopów" i Twoje opowiadanie również.
Serdecznie pozdrawiam :)
Zajmująco.
"Chłopi" to jedyna lektura z liceum, której nie
przeczytałam. Zraziłam się po kilku stronach opisu
przyrody :)
Pozdrawiam :)