Herbata i sok cioci
No cóż... my z Niego wszyscy; oto moje przyznanie się
By przyrządzić herbatę dobrą na
wieczory,
Trzeba najprzód wziąć czajnik. Nie musi być
spory,
Starczy całkiem malutki, i dwie
filiżanki,
(Mogą być też dwa kubki, lubo i dwie
szklanki),
Dwie przynajmniej, bo przecież gawędzić
będziemy
Z jaką drugą osobą, z którą pobyć
chcemy.
Do czajnika lejemy odrobinę wrzątku,
Żeby rozgrzać naczynia ścianki na
początku.
Potem czarnej herbaty kopiatą łyżeczkę
Wsypujemy do wnętrza i wrzątku
troszeczkę
Nalewamy, by zaraz resztę – ile
trzeba,
Co zapewni aromat cudny – godny
nieba.
Zakrywamy pokrywką, by nie wstydzić
wody,
Która pieszcząc listeczki (jak kochanek
młody,
gdy kobietę swych marzeń ku rozkoszy
wiedzie
i czyni ją najszczęśliwszą istotą na
świecie),
Smak dobywa przedniejszy, barwę
klarowniejszą,
Woń przykryta herbata ma także
piękniejszą.
Kilka minut nasz napar musi tak
dochodzić,
Potem trzeba go podać, można też
osłodzić,
Lecz najlepiej miast cukru nalać trochę
soku
Z malin albo z porzeczek. Nie rozproszy
mroku
ów dodatek przepyszny, ale uprzyjemni
Rozmowę i złym myślom dostęp udaremni.
Nie masz nic nad sok z malin, który ciocia
Wisia
Warzy sposobem starym. Lubo spomnieć
dzisiaj
Owe gwarne wieczory z herbatą na stole,
Wujcia z gitarą, śpiewy długie w miłym
kole,
Rozmowy o modzie, muzie, o PO, o PiS-ie,
O najnowszym Andrzeja Leppera popisie.
Milkło, gdy ciocia rzekła: „Ja soku
przyniosę”.
Wtedy wszyscy czekali, gadając półgłosem
I chwaląc sok ów, co miał kolor świeżej
wiśni,
Gęstość miodu, a zapach... taki się nie
przyśni.
Ciotka na stół stawiała pękatą butelkę,
Skąd każdy do herbaty nalewał kropelkę.
Lecz zanim towarzystwo do rozmów
wróciło,
Wujcio chwytał gitarę, trzaskał w stróny z
siłą
I tak zwykł mawiać: „Wiedzcie, Wisia,
moi złoci,
Ona ostatnia taki sok umie wytoczyć”.
Komentarze (1)
Niesamowite. Najpierw herbatka zwiewnie opisana, potem
armaty wytoczone . I nawet Mickiewiczowskim nawykiem
trzynaście sylab (pięć wersów starczyło pewności
zagościć). Niezły z ciebie kameleon. Bravissimo.