Inwokacja
"Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie." - Adam Mickiewicz
Jużem niemal zapomniał, jak Warszawa
wygląda...
Niby to wczoraj, a czuję, jakbym od lat tam
nie zaglądał...
Ojczyzno ma piękna, utracona,
Którą za dziecka kochałem z serca,
Którą miłował, niczym rodzicielkę,
Modląc się w przyszłości o taką
kusicielkę.
Tak żem przez lata błagał Boga szczerze,
Bym kiedyś taką damę mógł zaprosić na
wieczerzę,
I patrząc prosto w jej oczy zamglone
Godzinami prawić, jak żem się wikłał w mych
kompanów sprawę,
Kiedy to przez lata całe,
Miewaliśmy różne pomysły podrętwiałe,
Przez co nie raz wcale,
Wrzucali nas do celi marne funkcjonale.
I kiedym całą sprawę zawierzywszy Bogu,
Modliłem się od świtu aż do zmroku,
By móc raz jeszcze powrócić na ojczyzny
łono
I na wszystkie jej bogactwa spojrzeć przez
wspomnień oko,
Raz jeszcze móc zajrzeć w przeszłości
zdarzenia,
Aby zrozumieć ukryte ich znaczenia.
By powrócić do tych pagórków i lasów
rozciągnionych
I wspomnieć miłości dawnej czar ów
utracony.
By móc raz jeszcze opisywać,
Jak pięknie było tu kiedyś czytywać
Mickiewicza i Słowackiego żale,
Patrząc czule na polanę
I jak ten orzeł, co się właśnie wzbił w
przestworza,
Tak na ojczyzny łono wracać, na ulice
Żoliborza.
Do tych kamienic wzdłuż ulicy
rozciągnionych,
Do tramwajów wiecznie popsutych
i spóźnionych.
Do zabytków mej stolicy zrujnowanych,
Do pomników i domów zburzonych.
I gdy tylko wspomnę wydarzenia tak
niedawne,
A jednak tak dla umysłu mego
niepoprawne,
Gdy wmawiali nam, że jesteśmy gorsi,
A mówiąc to, nie mogli powstrzymać się od
mdłości.
Gdy przeciw nim lud uciskany ruszył na
ulice,
Ci chwycili za broń, tak robią
pacholice.
Idąc z krzyżem krzyczą ZOMO, hańba,
Wczoraj razem płynęli. Dziś tonie ta
łajba.
Poniatowski zsiadł z konia, drobiem
zastąpiony,
Mówi 'wracam do Wołczyna, mam dość tej
roboty'.
Wrócę do Łomianek, tam dworek mam
drewniany,
Gdzie z daleka błyszczą pobielane
ściany,
A wokół biega pies, wierny kompan na tej
wsi,
Bardziej ludzki, niż wszyscy mu znani
ludzie źli.
Marzący jedynie, by ze swym panem
ukochanym
Móc biegać po łące, za sarną, za
zającem.
Gdzie po horyzont złote unosi się zboże,
Gdzie co wieczór czekam, by ujrzeć słońca
zorzę.
Gdzie rowy holenderskie wierzby
porastają,
A wiatraki białe chmury rozpędzają.
Gdzie sąsiad sąsiadowi zza płotu się
kłania,
I, by pod wieczór na wieczerzę przyjść
nakłania.
Ojcze Święty, coś ten świat w zaledwie
tydzień stworzył,
Spraw, bym tam wrócił, by mnie nigdy strach
nie trwożył.
Bym spokojnie śród tych pagórków spędzał
noce,
Bym za dnia mógł podziwiać ptaki
balujące,
Które, wzniósłwszy się aż pod granicę
niebios,
Niczym syn Dedala, nieszczęsny grecki
heros,
Lotem nurkowym suną w dół, na łeb na
szyję,
By tuż nad powierzchnią ziemi w niebo odbić
się
I odlecieć hen daleko, w stronę
Warszawy,
By przekazać komunikat nie wszystkim
znany,
Że jegomość Gerwazy w Łomiankach zasiada
I tam, na ganku historyje opowiada,
Jak w rękę z Wałęsą szedł na milicjanta,
Gdy ten w ich stronę mierzył z
rozpylacza.
I mówi: Niech u władz szykuje się
abdykacja,
Bo tu już niedługo wróci demokracja!
Komentarze (2)
No tak, ostatnio w Polsce znów się porobiło.
no i coś się ciekawego wyplumkało