Istambuł
W świateł jęku wyłonił mi się obraz
rozkoszny, nieznany, we mgle zszarpany.
Wsród meczetów krył się głęboki śpiew,
który toczył w duszy cuda z białej
piany.
Na statku drewnianym odkryłam pierśi
zarys
- Kontynentów, krwawą historią
rozkołysany,
gniewnie bił się on o brzeg miłością
zawiany.
Na bazarze widziałam złota skrzynie
i latające dywany, spacerowałam
w tym labiryncie miętą i dymem
rozmazanym.
Bałam się spojrzeć im w twarz,
bo byłam tylko kobietą,
a oni poskromieni boską ręką krzyczeli:
- Kup, kup Pani....
W pałacach sułtańskich odszukiwałam
śladów orientalnych bajek,
które wbite w ściany akwamarynowych
łaźni,
szeptały zaklęcia jeszcze niewyzwolonej
przyjaźni.
Później piliśmy raki w kammienych
podziemiach, a muzykanci grali
pieśni o mężnych, wąsatych isnieniach.
I nie wiedziałam tam nic innego,
jak miłość, jak dumę, jak odwagę.
Wyszeptałam: „szacunek”
i opuściłam miasto,
które przetrwało nie jedną burzę,
które od czasu twarlsze,
– do zobaczenia! – morzem mi
odgrzmiało.
Wrócić, wrócić mi rozkazało!
Komentarze (2)
Egipt już znam, ale w Turcji jeszcze nie byłam choć to
moje marzenie/jedno z wielu/...dzięki Tobie mam
wyobrażenie co mogę przeżyć....pięknie opisane
Piękna podróż po pięknym mieście...dzięki,że mnie tam
zabrałaś.