Ja...
Jestem sobą
Z grzechem na ustach
Ja
pozbawiona skrupułów psychopatka
Będe stąpać szlakiem zniszczenia
W poszukiwaniu łuny prawdy
Skąpana w cienistej smudze wiatru
Opalatam włosami wasze wątłe ciała
Będąc tak zimna
Skazuje na procesje milczenia
Wlewając w Was gorycz obojętności
Ja
Kochanka samotności
Spargniona szkarłatowej czerwieni
Zamykając oczy modle się
Ciepłem waszej krwi
O kres tej pułapki zwanej życiem
Skrywając swą głowę w szpetnej odsłonie
czasu
Godzę się z prawdami
Martwe drzewa mą mogiłą
Drewnem dla kurhanowych trumien
przeznaczenia.
Ja
Czarownica
Mętnością oczu będe gardzić
Waszą sztuczną litością
Wysublimowanych tandetnych inteligentów
Faszystowskich pomiocin z odzysku
Uczciwość nie istnieje
Wymarła wraz z procesja dni i miesięcy
Nieustająco zmierzających do nikąd.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.