jak chleb
dla zycia...
Każdy dzień jest
jak świeży bochen chleba
wyjmowany o świcie
z czerwonego pieca nieba.
Odkrawam kromkę
za kromką.
Smaruję maslem myśli,
obkladam plastrem uśmiechu,
posypuję solą lęków.
pieprzem snów lub
czasem maczam w powidlach z lez...
albo polewam miodem milości.
24 kromki z każdego bochenka.
I tylko ten ostatni nie bedzie zjedzony do
końca.
Zasypiam nienasycona
czekając na nowy,
cieply,
pachnący,
z chrupiącą skórką poranka.
Chleba naszego powszedniego DAJ nam
dzisiaj...
niech żyje życie, przegońmy demony, es lebe das Leben!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.