Jak klonu liść...
Niech mnie ktoś o marzenia o Tobie oskarży...
Tato, nie niszczysz mnie fizycznie,
Nie gwałcisz, nie bijesz mnie.
Tato, Ty niszczysz mnie psychicznie,
Katujesz, męczysz, wykańczasz...
Coraz mniej sił w sobie mam
Jak zwiędły na jesieni klonu liść.
Wydusze to z siebie wszystkim Wam
Że pragnę do nieba tak wczesnie iść
By skończyć sceny kłamstwa, nienawiści..
Bym zaczęła rozkitać jak młody kwiat
By moje marzenia ktoś wreszcie ziścił
Bym wyczuła w sobie ciepły lekki wiatr
a nie ciagle huragany i burze...
Tak bardzo pragnę chociaż raz
Poczuć się kochana, dobra miła...
BY nie było to niekomu na rozkaz
By oczarowała mnie miłości moc i siła...
Chociaż raz...
Najgorsze jest to... że kocham Cie bardziej niż nienawidzę...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.