Jesień nadchodzi
Już trzy dni na zmianę raz siąpi, raz
mży.
Po domu człek chodzi ponury i zły.
Ni wpaść do przyjaciół, ni czytać nie chce
się...
To jesień nadchodzi, to jesień, to
jesień...
Dżdż pada na sklepy, ulice i park,
Choć weźmiesz parasol – wnet mokry masz
kark
I źli są przechodnie i w bramach
obwiesie...
To jesień nadchodzi, to jesień, to
jesień...
To mniej niż ulewa, lecz więcej niż
mgła:
Ot woda, co wisi w powietrzu i trwa.
Człek snuje się smutny, jak cienie w
hadesie...
To jesień nadchodzi, to jesień, to
jesień...
Po szybie spływają, jak łzy, krople
dwie.
O zgniłej pogodzie napisać wiersz chcę,
Lecz siedzę i kółka rysuję w notesie...
To jesień nadchodzi, to jesień, to
jesień...
Na szczęście mam barek, w tym barku mam
gin.
Lub inny, co duszę ożywi mi płyn.
Gdy chandra odpływa w zamglonym
bezkresie,
To mżawka niestraszna, niestraszna mi
jesień.
Komentarze (16)
Fajny sposób.
szacun i głos mój jest twój