kamery w moim domu
żyję niby wymyślona
odliczając dni do końca
lecz normalność urojona
nazbyt staje się męcząca
chorobliwe wątpliwości
wydumane swymi słowy
będą mnożyć niepewności
w zakamarkach mojej głowy
na wszelki wypadek…
mam kamery w domu - one patrzą po
kryjomu
jak głoszę herezje przez krzyki i śpiew
i piję wino czerwone jak krew...
znowu budzę się zmęczona
zła na swoje (nie)istnienie
zła na duchy in persona
wciąż siejące spustoszenie
w mojej głowie
na wszelki wypadek…
mam kamery w domu - one patrzą po
kryjomu
jak głoszę herezje przez krzyki i śpiew
i piję wino czerwone jak krew...
co dzień budzę się zmęczona
chora z żalu i ze złości
i zasypiam wciąż zmęczona
chora do nieprzytomności
nie uwierzysz ale...
mam kamery w czterech kątach
i zapamiętuję nimi świat
kiedy zniknę ktoś posprząta
tajemnice z taśm
(na wszelki wypadek)
Komentarze (3)
znam uczucie takiego zmęczęnia....wiersz ma klimat, w
ogóle Twoje wiersze wyróżniają się tutaj (pozytywnie)
na tle wszechwładnej poprawności i
rymowanych-modlitw...
Przyznam, że podoba mi się ten wiersz :) masz swój
styl... i dobrze. A samotność jest straszna, boję się
jej.
apatia, zmęczenie, zniechęcenie... to uczucia silnie
zarysowane w tym wierszu, uważam, że dobrze napisany,
ciekawy, choć o smutku i przygnębieniu... do tego
jeszcze zwątpienie w Boga... dobrze jest później
wrócić...