Kap, kap...
Kap. Kap. Kap. Kap. Kap...
Wszędzie beton i chodnik.
Kosz na śmieci, krawężnik,
bruk i klatki schodowe.
Znak drogowy i zakaz.
Małe dziecko na mrozie
zapałkami od matki
na ulicy handluje
i ogrzewa rączki.
Przechodzący tuż obok
odwraca wzrok gdzieś indziej
i ma kamienną minę.
Jak to wszystko, z betonu.
Metalowe pudełka
poruszają się obok,
po ulicach z dziurami,
dziury po łez kałużach.
Pozamykani ludzie
nie wiedzą o swym losie,
jak zwierzęta - bezmyślni.
Myślą że mają władzę.
Jakiś pies bezpański
z zabrudzonymi łapami
kuleję byle dalej,
dalej od ludzi i ulicy.
Pamiętliwe wspomnienia,
są nie do zapomnienia.
Bo najgorsze momenty
nigdy nie odeszły...
A na betonowej ścianie wiszę ja, ukrzyżowany. A gdy patrzę na was, to się śmieję, i krwawię... Kap. Kap. Kap. Kap. Kap...
Komentarze (1)
Odważny wiersz...Dopisek pod zatrzymuje na chwilę
myśli...