Kiedy mnie z listy...
Kiedy mnie z listy Bóg wykreśli,
kończąc tym samym swe nauki,
to chcę, by urnę mą, ponieśli,
dzieci mych dzieci czyli wnuki.
W ich rękach będzie mi weselej,
w ostatnią ruszyć sobie drogę,
gdy na konduktu pójdą czele,
bo ja, wiadomo, już nie mogę.
Rozbawią pochód swoją wrzawą,
wszyscy zapomną że mnie nie ma,
dla dzieci będzie to zabawą,
a dla mnie też zamknięty temat.
Ja o tym tylko wam opowiem,
nikt o tym więcej się nie dowie.
Zdrowie mi jeszcze nie szwankuje,
a że wesoły jestem człowiek,
postanowiłem sam dla siebie,
bo może znajdę się w potrzebie...
Kiedy mnie z listy Bóg wykreśli,
kończąc tym samym swe nauki,
to chcę, by urnę mą, ponieśli,
dzieci mych dzieci czyli wnuki.
Komentarze (3)
Czytałam o kilku znanych osobach, które chciały, żeby
na ich pogrzebie wszyscy dobrze się bawili i
wspominali tylko wesołe, razem spędzone chwile.
Marzenie, by urnę poniosły wnuki jest ok.
Dziwnie tak myśleć o swoim pogrzebie...no dziwnie
jakoś...idź na spacer Grandzik, siedzenie w domu
przygnębia...pozdrawiam :)
powiedziałabym- ciepłe podejście do odejścia...