Kochać... {tytul roboczy}
Sael- niezaleznie od moze całego pomylenia - wiersz i wynurzenie osobiste są dowodem - samoistnym - znaczenia dla mnie samoistnej wartosci Twojej Osoby i ważkosci i piękna Twojej poetyckiej strofy
Bezpośrednim przyczynkiem dla wiersza i
jego bezposrednią podstawą jest wiersz
naszej kochanej i poeycko wciąz tęskniącej
za czymś - naszej Kolezanki – cudownej
Sael – Poetki o wielkiej kulturze słowa –
osadzonej w tym co od zarania nasze... -
polskie i głębokie - nieskazonej
komunizmem, choć swiadomej istnienia
bolszewizmu.
(wiersz Sael - "Dokąd...?" tytul z pamięci
- przywolalem po linkiem:
http://wiersze.kobieta.pl/wiersze/dokad-559
446
(uwaga poza tekstem publikacji: po
obserwacji zjawiska sygnalizowanego w kom.
przez babajaga: w linku - po jakimś czasie
nastepuje dysfunkcyjne rozbicie jego zapisu
- i w jakiś sposob instalowany jest odstęp
(spcja) pomięzy cyfrę 9 i 4. nawiasem
mowiąc - w tej chwili - obserwuję w
przestrzen strony prystosowanej do zmiany
wprowadzonego zapisu - nieistninie odstepu
- obserwowanego w teksci do czytania przez
czytelnikow.)
Przepraszam sael – zagadkową i tajemniczą –
ukrytą we mgle domysłów ale i celowych jej
zawiłosci: jej wiersz stał się podstawą
mojej imaginacji – słow wymyslonych – moich
marzen – włozonych w usta Kobiety -
-niegdysiejszej - cudownej, niezwykle
dojrzelej piętnastolatki (- dzisiaj – takze
dojrzalej wiekiem) – będącej przez cale
zycie na emigracji i na emigracji
urodzonej. W moim stanie ducha - wyrosła w
końcu bardzo silna potrzeba – aby ona –
niegdyś piętnastoletnia – zechciała napisać
taki wiersz.
- Jaką była?
- Jako piętnastolatka – byla śliczna i
usmiechnięta, ostrozna, krytyczna (- przed
mozliwoscia nawiązania kontaktu w cudownie
inteligentny - i naturalny sposob -
zakonczony wzajemny smiechem i moją
nieukrywana radoscia - "sprawdziła mnie -
co do podstaw - bez praktycznej mozliwosci
z mojej strony - udawania, klamstwa i
manipulacji - chocby - czy nie jestem takim
ulicnikem- jakiego powinna unikac , obawiac
się - i na jakiego de facto - wyglądalem.)
Urocza i w kazdych realacjach narodowych i
geograficznych - jak na wiek - niezwykle
wykrztalcona. - Swobodnie rozmawiająca w
wielu językach i posługująca się naturalnym
- pieknym polskim językiem literackim -
etc. - bo mowić mozna by wiele i
prawdziwie. - W pierwszej podróży po
Europie... - nienagannie ubrana w paryskich
sklepach, skromna - otwarta na spotkanie z
nieznanym w ojczyźnie Rodziców, ale -
bardzo rozwazna - co - chyba swiadomie
odnotowałem ( taras widokowy PKiN - im.
(..)), i ona - jak uwazalem - odnotowała
moje zauważenie... - wyraziła obawę przd
zgodą na odwiedzenie przez nas - w
naturalny wg mnie, calkowicie niezauwzalny
sposob - przez bezpieczna dziurę w
plocie z betonowych płyt ogrodzenia mojego
zamknietego dla obcych wojskowego osiedla.
Moja zaczynajacadopiero istniec - duma - z
osiela na terenie ASG - napawała ją
ostroznoscią - a przekroczenie linni wojska
- dla mnie - pryjaznego - polskiego i
"naszego" wojska - wyadawalo jej się -
niebezpieczne. Zapewnienia o pelnej
dyskrecji , niewidocznosci i calkowitym pod
kazdym wzgledem bezpieczeństwie - i o -
absurdalnosci wręcz jej oobaw czy
wątpliwosci - nie przekonywaly jej w sposob
calkowity - co dalo asumpt - do uszanowania
jej ostroznosci i - uszanowania nie tylko
jej bezpieczeństwa, ale i poczucia
bezpieczeństwa - takze przy mnie.
Dostrzegala zdumiewające - moje prostackie
czasami zachowania - i - nie przekreślala -
takiego jak ja, za co - takze wtedy, ale -
zwłaszcza - pózniej - bylem jej niezwykle
wdzięczny. Była - z cała pewnosci - co
najmniej raz - bardzo chyba rozżalona
(przepraszam... - A.): w dniu Imienin - nie
dalem jej nawet bukiecika... - chocby
stokrotek(mimo jej niekrytago
rozczarowania i zalu - tlumaczyłem -
kmunisyczny racjonalista, ze zwiedną) - gdy
- co najmniej 'piątaka ' mialem w kiszeni,
za to - zachęcałem... -częstując -
czekolada schowaną w kieszeni (- a że
niemal - wymiętą - nie wspomnę.) -
Niepodarowane jej - tak potrzebna i istotne
- stokrotki - bedące na ulicznych
straganikach po pięc złotych - stały sie -
zwlaszcza dlugo pożniej powodem mojego zalu
do siebie - jakim bylem... - jak zachowalem
się, jaką i dlaczego sprwiłem jej przykrosc
i wyrządziłem osobistą krzydę - przez
bardzo osobiste i bolesne rozczarowanie.
Rozczarownie mną - ukszaltowanym przez
brutalna rzecywistość... - ale - jednak - z
moim bezrefleksyjnym jakimś w niej-
udzailem. Rozczarowanie ( to -
rozczarowanie) - niemozliwe- bez mojej
osoby. - Po latach- w przestrzeni eteru -
funkcjonowala pisenka - radiowy hit - dla
mnie z jakims - nie wiedziałem jakim -
osobiscie szczególnym i dramatycznym przez
osobe peelki (a moze Autorki tekstu) o
szczególnym - moze tylko przez przypadek
-osobistm znaczeniem - z bardzo istnym w
piosence i w naszej relacji - podarowanym
czarnym kamykiem(ze szczególną trescią, w
szczególnych okolicznosciach (-to bylo na
środmiejskiej ławeczce...) - z moim
szczególnym - niedojrzałym "klamstewkiem"
- majacym podkreslać szczególne dla mnie -
przeinaczone znaczenie kamyka - obrobionego
do podarowanej postci - nie przez mojego
Dziadka - tylko w okilicznosciach od nie
niezaleznych - i przeze mnie. W piosence -
czytalem zal i ból Peelki i osobisty -
glęboki zawod i rozczarowanie osobą
"darczyńcy", odczuwalem jej - mocno
zarysowany żal... - podyktowany płytkoscią
jakiegoś istotnego dla niej - kogos sprzed
lat, ktory... - zaprzeczal calej ukrywanej
przez lata nadziei - i temu, kim kiedyś byl
- i - jakim miał być i powinien być -
własnie dla niej. - To był żal z głebokim
wyrzutem za krzywde i pogłębiajace się
poczucie krzywdy i oszukania - za
niezrozumienie, stracone przez lata
nadzieje - zrealizowanie potwierdzajacego
się niezrozumienia przez zlekcewzenia
niwczącej nadziei i prawa - a czyjegos
obowiązku... (- do przekazania stokrotek za
5 PLN) - do zwyklego zrozuinia
idorośnięciado spraw podstawowych, do
pamieci! - nie tylko pamięci!... - to już
byl czas, kiedy pokazac mogłem - i
powinienem, że - trzy dni - jakie mielismy
przeznaczone dla siebie (na cale zycie) -
są ciągle wazne - i Osoba jej - jest wazna
- i najwazniesza - nie jako wspomnienie,
ale - obojetnie jaka -ale -przwdziwa i
zyjąca - odczuwająca na prawdę i pamiętająa
- wbrew temu, co na facebooku - napisala.
wszyso - zaprzeczało przez jego
niereformowalną biernosc - i mozliwą do
zmiany relację - na prawdziwą i na
rzeczywiste spotkanie. - przecia=z to ona
- nie la niego wprawdzie - "przepłynęła"
Atlantyk - a on - przeciez kiedyś by zrobil
inaczej - nawet nezechcial pędzić - raptem
jednego dnia - na warszawski lotnisku - by
ją - chociaż odnależć. - Tylko - jedno... -
ona ni miala pojęcia - o jego wyobrazeniu -
jak bardzo jej jest obojętny, jak silne ma
ku temu podstawy - i jak wyobrazal sobie -
kilka kobiet - dla ktorych jest osobą
calkowicie przyadkową - więc - z
koniecznosci istniejących jak przypadkowe
turystki, ktorych nawet niema gdzie
przenocoać - bo i po co i jakie to ma miec
znaczenie - dla nich -moze bywajacych w
najrozmaitszych hotelach - chocby Nowego
Yorku (chyba jeszcze bez jakiejkolwiek
świadomosci "przygody" w Montewideo). W
zmienionychjuż realich kontynentalnyh i
europejskich - przeszkody i niemozliwosci
systemowe - niemal naturalne - przestaly
istniec. "Zburzyla się" brutalność swiata -
natury systemowej ściany - przynajmnej
przed nim... - a zaistniala brutalnosc i
jego osobista mialkosc - zeby nie
powidziec- uczuciowa i osobista obojetnosc
i... - abnegacja. - Tym samym - zaitnialy
przeslanki do weryfikacji wiary i
pokladanych nadziei - godzina prawdy - w
ktorej prawda - ma się ostać i potwierdzić
- lub legnąc w gruzach. Ta piosenka -
podkreślajaca pamieć o kimś - jednocześnie
byla swiadomie zadawanym bólem - "odwetem i
zemstą" za krzywde - ale i jedną z
przeslanek wyrazanej nadziei, ze przez
zabolenie - osobiste - ktos moze wreszcie
cokolwiek zrozumie, przypomni sobie - i
naprawde zechece uczynic to, co - w jakiś
sposob całym soba i bez słow obiecywal
swoim zakochaniem - bez słow - na co miala
prawo liczyć. To świaome zadanie
osobistego bólu adresatatowi piosenki -
bylo krzykiem osobistym - ostatnią moze
instancją nadziei (- a moze jej perwszym
rzeczywistym krokiem) - nadziei, ze moze on
- nareszcie zbudzi się - i zachce udowodnić
- potwierdzić ,ze takim - jakiego widziala
- byl ,ze nie oszukiwal Jej - i nie
oszukał, - ze w końcu - pokona wszysto,co
juz jest do pokonania - i ją odnajdzie -
wreszcie zacznie robić - to, co stalo się
już - mozliwe.
Zauważyła takze...zauważyła - moją - w
jakiś sposob - zrozumiałą dla niej i -
zdumiewajacą nikczemność ( u fotografa) -
zauwazoną wzajemnie i - przez delikatosc
jej -
- ukrytą z odnotowaniem jej checi ukrycia
naturalnego zazenowania i wzajemnym -
jakims głegokm zrosumienie calej -
zaskakującej - i trudnej w jakiś sposob i
niezrozumialej dla nie sytuacji: jej
naturalnego - bezrtroskiego podejscia do
pieniedzy - tych (i takich) pieniędzy(
istotę zjawiska wytlumaczyla - choc bez
wyjasnienia zawilosci i nieprawdziwosci
istoty spekulacyjnych w PRL kursow
walutowych.) - "Niezauwazyla" mojej
nieprawosci. Wiedziala - domyslając sie -
jakigo to rodzaju byla dla mnie sytuacja
(wiedziala - dlaczego tak) - i - wiedziala,
ze sytuacja ta mnie calkowicie zaskoczyla i
w zdumiewający ale zrozumialydla niejsposób
- przerosla. Zrozumiala natychmiastowo, ze
moja nikczemna i karykaturalna nagannosc -
jest wyrazem mojej pereelowskiej
rzeczywistosci - i wieziala chyba (- takze
- dlaczego) juz nigdy więcej tak się nie
zachowam.
Czarująa, urocza - dająca poczucie
wartosci. - Byla moim światlem w ciemnosci,
ktora nadeszły na długi lata: byla podstawa
mojego - zaprzeczanego przez rzeczywistosc
poczuczucia jakiejkolwiek człowiczej
wartości - chłopca, ucznia i nastolatka.
Miała ( odnotowane wczesniej - bez
zznajomosci JEJ osoby - znane mi z
propagandowej polskiej prasy o najwiekszym
ogólnokrajowym znaczeniu) wybitne
osiągniecia w skali swiatowej w dziedzinach
artystycznych – przynoszacych ogromne
czasami pieniądze oraz mięzynarodowa sławę
i znaczenie. Była wszechstronni - nad wiek
wykrztałcona i przygotowana do wszystkich -
takze tzw, najatrakcyjniejszych
rólspolecznych - a pewnie i ról
ekranowych.
Jednak Ona ( z niezrozumiałych dla mnie
powodow) – chciala poswięcić się medycynie
– z dziwaczną dla mnie w tamtym czasie
specjalizacją w psychiatrii. Na moje
zdziwenie - dziwacznoscią... - wyboru
zyciowej drogi i wczesną w takim
odniesieniu dojrzaloscią - wskazała jedną
zasadniczą motywację: jako lekarz
psychiatra – będzie mogla bardzo wiele
pomoc potrzebujacym pomocy ludiom.
- Jako lekarz psychatra – osiągneła
najwyzsze umiejętnsci i tytuly naukoewe.
Teskonoty Sael, rodzaj jej wrazliwosci i
kulturowe osadzenie – od piwerwszego
zetkniecia z jej wierszem – przywidly mi na
myśl – jakąs daleko idąca wspolnote z osoba
dawnej – niezwykle dla mne waznej – a
zakochanej chyba – na pewno kochanej przeze
mnie - piętnastolatki. - Z uwagi na
wrazliwosc i talent naszej Kolezanki (Sael)
– ma ona dla mnie wartosc istniena
samoistnego - a moj rodazaj wrazliwosci i
swiatopoglad – czyni mi ją – takze
samoistnie – szczególnie bliską- zwlaszcza
- duchowo bliską.
Jezeli jest prawdą – teoretycznie mozliwa
zbiznosc – tozsamosc Sael i – tamtej –
ogromnie dla mnie waznej piętnastoletniej
dziewczyny - i pierwszej – prawdziwej
przecież fascynacji i milosci – czym
wytlumaczyć jakąś bardzo otwtrtą postawę do
mnie – a jednoczęsnie – niezwyle silna
postawę 'garde'?
- Moze uwaza,ze jezeli rzeczywisci dla mnie
znaczyła bardzo wiele – to z wielu powodow
– mam wręcz – podstawowy – "psi" obowiazek
ją odnależc – i udowodnić to – co być moze
Ona – udowdnila w niewykly sposob, o ktorym
nie chcę tu pisać... - Powinienem udowodnic
i potwierdzić prawdziwość elementarnej
milosci i pierwszego zakochania oraz
prawdiwego dla mnie znaczenia Jej Osoby. -
Dlaczego więc takie - ewentualne -
glebokie ukrycie? – gdy – wszystko mogłoby
być tak oczywiste i proste? - jako
nastolatka – mogła mieć prawo do naiwnego
troszkę - ale i dumnego poczucia, ze dla
"takiego jak ja" – jezeli mu zalezy
prawdziwie... (a wiedziała , ze mi zalezy -
bo demonstrowalem - takze na Niej) – to nie
ma - a przynajmniej - niepowinno być -
"żadnych rzeczy niemozliwych". - Świadomie
to przerysowuję, bo byłem przecież – tylez
naiwnym, co prawdziwym "podwarszawskim
ulicznikiem" ( bo za takiego musiala mnie
uwazać) i tylez bezczelnym – co wrazliwym i
uczciwym chłopakiem - skutecznie niweczącym
przeszkody i bariery teoretycznie "nie do
pokonania" dla obywateli naszego kraju -
zncznie bardziej dojrzałych ( i przez
ustrój - pokonanych i "udupionych"
niemoznoscią) - znacznie bardziej -
"przygotowanych" i dorosłych. - Opowiadalem
jej i pokazywalem "dziwne" ale i prawdziwe
rzeczy, o ktorych ludzie przewaznie nie
miali zielonego pojęcia. Byłem tez
zdecydowanie odmienny w swiadomosci niż Ona
- przewyżaszajaca mnie pod kazdym wzgledem
- nie tylko artystycznie i intelektualnie,
podstawami tzw, dobrego wychowania ,
taktownoscią - ale i - całym niedotknieciem
jej osobiście przez bezposrdni
bolszewizm.
- Takie moje osobiste przypadlosci – w
doroslym zyciu – wtrącily mnie do
psychiatyka i wykluczyly z istotnego dla
mnie spolecnego fukcjonowania.
Moja hipotetyczna -"Ona" bardzo dobrze to
wie, ale – skoro zyję - to po prostu –
cokolwiek chociaż - powinienem udowdnić.
a to - moja iluzja - wkladana w kobiece -
jej - usta...
tytuł - moj - jako komentarz do imaginacji
- i defininiowanie jej osoby jako
uczestniczki i kreatorki tego, co jest
imaginacją.
Wierna
Dokąd prowadzi moja ściezka?
Czy Twoje "kocham"...
- czy kiedykolwiek - zbudzi mnie?..
(gdy – listy – ślę...)
- Czy – Ty - tam... jeszcze mieszkasz?
- jednak – znajdujesz mnie... –
("Sael".)
Czy jeszcze jest w nas – wspólna siła?
Czy kiedykolwiek – spełni się?
Czy znajdziesz – w sobie - to – co bylo?
- i wszystko – co nie było...
snem.
Dusza – wciąż ciało ma człowieka.
Nie wroci... - błądzi wciąż w
przestrzeni
Tyko to słowo – mi przywroci
siebie – (i w tobie)
– cały swiat - odmieni.
Jestem w kokonie. - żyję? - czekam?
Że w końcu – Ty (– że się obudzisz)
że w końcu – dotknę – znow – człowieka
co stawiał – w szereg!
- i - siebie - takze... - stawiał – w
ludzi.
Nie mogłes "dotknąć..." (.......) (- przed
rozstaniem.)
Więc – ja – zrobiłam to - za Ciebie.
........ (?)
dziesiatki lat – są mym czekaniem
a ty – "zasnięty"
- w "więziennym swym ukryciu".
we śnie?..
- Vitoria (est!)
Ja – po ślubie... - i ty (takze.)
- jednak...
to - ślub... – na całe życie.
30. 04. 2021 r.
ps. powiem krotko: wiersz literacko moze
jest slabiutki - ale... - z wiadomych mi
powodow... - klawiatura jest mokra od
łez.
O skali mojego pomylenia - ale i znaczenia
dal mnie tej osoby - niech swiadczy fakt
,ze widzielismy się jednie przypadkowo -
jako nastolatki w wakacyjnym okresie - w
Warszawie - w 1971 r. - po przypadkowym
zetknieciu - mozliwym z uwagi na
koniecznosc kilkudniowego wyjazdu jej Taty
poza Warszawę. - Jak napisalem - po latach
w jakims wierszu - bylismy swiadomi, ze
mamy "tylko trzy dni... - na całe
życie".
rozstaliśmy się bez dramatu: jak przystalo
na przytmnych - swiadomych koniecznosci
nastolatkow - i wkrotce - za obopulną
zgoda - ( po moje stronie - takze w wyniku
rozumenej perswazji)- wszelki konakt nasz -
chyba musial być - i zostal zaprzestany.
Wiadomym mi było... - c'est la vie
Komentarze (3)
cholarcia! - teraz i mi sie nie wyswietliło: pustka.:(
A jednak - babajago - pod wskazanym przeze mnie
linkiem - kilkakrotnie wyswietlil mi się wiersz -
zalogowanej Osoby - Sael
jezeli szukasz tm - czegokolwiek innego - to
przypominam Ci - co oczywiste jest po czytaniu z
najmniejszym nawet zrozumieniem, lecz - bez
systemowych uprzezeń , ze nie ma tam wiersza anizadnej
relizacji - potwierdzającej rzeczywiste odniesienia za
mojej publikacji - jako istotnycch moze tylko dla mnie
- dociekań - ani mojego wiersza - imaginacji.
Serecznie pozdrawiam:)
http://wiersze.kobieta.pl/wiersze/dokad-559 446
pod tym linkiem, który wskazałeś nic nie ma - ani
wiersza, ani osoby zalogowanej