koniuchy
jaka bladź, jeszcze fika. jej stary już
sztywny.
babę zabić jest trudniej, osiem kulek w
błoto.
albo tamta, dasz wiarę, z całych sił
kamieniem
drugi pod spód łba poszedł, żeby sukę
dobić.
z jednej strony to dobrze, że tak życie
trzyma;
w ciepłej cipce lepiej dumkę niż w zimnej
kalinkę.
ci co śpiewać nie lubią: zatańczą po
kole,
sześć kobiet i dwóch chłopów. pepesze -
flet pana
przygrywają do kroku. jazda w stogu
siana.
pierwsze palą się włosy. czarny warkocz jak
lont
powierza dalej ogień, gorzeje koszula,
swąd ciała gryzie w oczy. suczy instynkt
każe
przykryć sobą szczenię. płomień liże
stopy,
trup matki chroni resztę. płacze znaczy
żyje.
trzeba nam było wtedy gówniarza utopić.
Komentarze (18)
no to się obśmiałem, humor wisielczy mam w genach
pozdrawiam serdecznie
Przeczytałam i przez chwilę nie mogłam wykonać
najmniejszego ruchu.
Powtórzę za krzemanką. To jest naprawdę mocne.
Niektórzy bywają drapieżnikami, życie nie jest dla
nich świętością. Nic nie jest.
Cholernie realistyczna, przerażająco zimna, mroczna
treść.
Potrzeba tu takich wierszy, które "żądlą" myśli,
zaczepiają i wpadają do środka... na dłużej.
Szacun!
Mocny wiersz. Mnie poruszył ten makabryczny obraz.
Pozdrawiam.