Kręte koleje losu ( część pierwsza)
Trzymając w rękach kiść cudownie pachnącego
bzu, przymknęła oczy wsłuchując się w śpiew
ptaków. Wróciły wspomnienia.
Tamtego lata, gdy ujrzała go samotnie
siedzącego na ławce była przekonana, że
jest najbardziej atrakcyjnym mężczyzną,
jakiego w życiu spotkała. Wysoki, miał
wysportowaną sylwetkę i złotą opaleniznę.
Zbyt długie ciemne włosy, niedbale
odgarniał wysmukłymi dłońmi. Poczuła wtedy
falę nieznanego, ale cudownego uczucia. On
posłał jej przeciągłe, leniwe spojrzenie.
Miała dziwne przeświadczenie, że to los
postawił jego na jej drodze. Patrzył tylko
i jakby brał w posiadanie, a ona poczuła
lekki zawrót głowy. Jak nigdy dotąd żaden
mężczyzna, przenikliwym spojrzeniem
ciemnych oczu, zniewalającym, pełnym
zmysłowych obietnic. Podłużne, zmrużone
oczy rozszerzyły się kiedy napotkały jej
wzrok. Póżniej były spotkania zmieniającymi
się porami roku. Jego pierwszy pocałunek
sprawił, że zakręciło jej się w głowie.
Usta miał chłodne i niezmiernie delikatne,
smakował i delektował się jej ustami niczym
owocem. Często jego pełna uroku twarz
pochylała się nad nią, a ona pragnęła go
tak bardzo, że nic innego się nie liczyło.
Czuła podniecającą wilgoć między udami,
twardniejące sutki i fale gorąca, jakich
jeszcze w życiu nie przeżyła. Kiedy w nią
wchodził jęczała z rozkoszy. Cudowna
ekstaza unosiła ją gdzieś ponad
rzeczywistość, w chaos, w którym była tylko
rozkosz. Innym razem miała wrażenie, że
zapada się w otchłań. Stała się bardziej
wrażliwa na dotyk, włosy stały się bardziej
lśniące i jedwabiste koloru dojrzałej
pszenicy tworzyły wokół twarzy splątaną
aureolę, którą się zachwycał. Gdy ją
dotykał, piersi stawały się napięte, a łono
przepełnione pragnieniem. Często wpadali
sobie w objęcia, mrucząc z rozkoszy, nigdy
nie syci siebie. Latem czasami leżeli na
łące, w miękkiej trawie pełnej kwiatów obok
siebie, całując się od czau do czasu,
rozmawiając o wszystkim i niczym. Innym
razem długo siedzieli pod parasolem z
winorośli, aż niebo nad ich głowami
stopniowo blakło, zastępując turkus bladym
różem. Smugi nielicznych chmur lśniły
srebrem i złotem wysoko nad nimi. Otaczał
ich niebiański zapach jaśminu, rosnącego
przy altance i słodki zapach maciejki. W
deszczowe dni, często razem patrzyli na
ukołysany deszczem świat, a ona była
przekonana, że mogłaby tak stać całą
wieczność przy nim.
Tamte lata z nim przeżyła jak w szalonym,
zmysłowym śnie …
Cdn.
Tessa50
Komentarze (32)
przeczytałam z przyjemnością :)
Miłość jest piękna ..
przyjemnie się czyta :)
Zmysłowo piszesz
pozdrawiam
Piękna melancholia. Uwielbiam. Pozdrawiam serdecznie i
czekam na cd.
ale mnie wciągnęło!
przepiękna melancholia ukłony
Wprowadziłaś Teresko przyjemny nastrój. Można się
rozmarzyć. Cóż bez miłości byłoby warte nasze życie.
Pozdrawiam:)
przepiękna melancholia
serdeczności
No, no... odważnie ;) z nutką melancholii.
Miłego dnia, Tesso :)
Bardzo ciekawie zaczyna się ..wrócę na ciąg dalszy :)
Miłego dnia ..
Jak piękna melancholia, wrócę do niej jeszcze
Aż mi się moje spotkania przypomniały, były identyczne
Czekam na ciąg dalszy:)
Pozdrawiam
Z podobaniem i bez uwag.
opowiadania pełne kochania
Piękna opowieść :) Czekam na dalszy ciąg:) Pozdrawiam
cię Tesso serdecznie:)