O królewiczu ... 4
Po chwili królewicz zauważył, że pojawił
się kolejny powód do zmartwienia. Albowiem
w bajkach i w życiu tak się często zdarza.
Zbawczego brzegu pilnował rekin-ludojad,
wysłannik Zydy. Zębiska ogromna ryba miała
ostre jak brzytwy. Gdyby rekin dostrzegł
ruch, natychmiast by zaatakował. Don ze
strachu wstrzymał oddech. Któż by się nie
bał, będąc w takiej sytuacji? Chłopak nie
miał dokąd uciec, więc zaczął rozmyślać nad
sposobem wyjścia z opresji. Co by tu
zrobić? Jak sobie poradzić?
To właśnie jest odwaga - zmierzyć się z
własnym strachem, prawda? I co wymyślił
Don? Pomyślał, że najlepiej nie robić nic.
Naprawdę! I takim sposobem przechytrzył
czarownicę. Morze szumiało, fale falowały,
a na ich grzbietach unosiły się wodorosty i
kawałki drewna. A także Don, który leżał
tak bezwładnie, że fale unosiły go raz w
jedną, raz w drugą stronę. A jednak powoli
zbliżał się do brzegu.
Już wiecie o co chodzi? Pływak pozwolił
działać siłom natury. Dał nieść się falom,
jak łódka dryfująca wraz z przypływami i
odpływami morza. Czekał cierpliwie.
Rekinowi się wydawało, że Don to kawałek
deski z rozbitego okrętu i wcale nie
zwracał na niego uwagi. W końcu, znudzony
oczekiwaniem, odpłynął. Wówczas królewicz
zerwał się na nogi, szybko pokonał płyciznę
i stanął na lądzie. W sercu czuł spokój.
Czekało go nieznane, lecz pokonana
przeszkoda wzmocniła jego wiarę we własne
siły.
- Zwyciężę cię, zła czarownico! - krzyknął
i podniósł głowę. Spojrzał prosto w słońce.
- Zydo, słyszysz mnie? Nie spocznę, choćbym
do końca życia musiał szukać na ciebie
sposobu! - zawołał głośniej.
Po chwili zaczął wędrować wzdłuż brzegu,
licząc na to, że spotka ludzi. Maszerował
dziarskim krokiem, lecz w końcu zmęczył się
wędrówką. Podszedł do pobliskiej skałki,
żeby na niej usiąść i rozejrzał się wokoło.
W pewnym momencie zauważył na piasku ślady.
Zasmucił się, gdy rozpoznał odciski
własnych stóp. Zrozumiał, że dotarł do tej
samej plaży, na którą wyrzuciło go morze.
Okazało się, że utknął na niewielkiej
wysepce.
Na szczęście miał co jeść i co pić. Na
palmach kokosowych dojrzewały dorodne
orzechy, a strumyk płynący pomiędzy
skałami, dostarczał nie tylko wody, ale i
ryb. Na surowo nie były takie smaczne, jak
te przygotowane przez kucharzy w pałacowej
kuchni, ale można było nimi zapełnić
burczący brzuch. Głodny człowiek nie
grymasi przecież przy jedzeniu.
Zanim zapadł zmrok, królewicz zbudował z
obłamanych gałęzi szałas, który służył mu
za sypialnię. Nie było tak źle.
(to przedostatnia część - dziękuję czytającym za wytrwałość :))
Komentarze (18)
Wolnyduchu
Dziękuję za poczytanie i komentarz.
Pozdrawiam ciepło.
Bezludna wyspa z pewnością lepsza, niż szczęki rekina,
fajnie się czyta,
pozdrówka szadunko ślę :)
Pięknie dziękuję miłym Gościom za poczytanie i
komentarze :)
Pozdrawiam.
Wciąga bardzo, pozdrawiam ciepło.
Pięknie piszesz, są emocje...
Czekam na zakończenie.
Miłego dnia:)
Fajna opowieść, wciąga jak baki w dzieciństwie:)
Pozdrawiam serdecznie.
dobrze się czyta, czekam na zakończenie
Podobnie jak andreas liczę na happy end. Miłego
wieczoru:)
A ja czekam na luzie;bajki przeważnie kończą się
szczęśliwie.
Nadzieja i wiara w to że się uda góry przenosi.
Kolejna część bardzo obrazowa.
Super.
Super się czyta, ciekawa jestem zakończenia.
Pozdrawiam serdecznie :)
Zobaczymy jakie też będzie zakończenie :)?. Pozdrawiam
serdecznie :)
Szadunko, niepotrzebna jest wytrwałość, gdy czyta się
z największą przyjemnością :-)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną, ostatnią
część :-)
Po tych niezwykłych przygodach królewicz w pełni
zasługuje na szczęśliwe życie. Czekam niecierpliwie na
zakończenie. Pozdrawiam cieplutko:)
myślę... że ta bajka jest bardzo piękna i można z niej
się dużo nauczyć ...nie złoty pałać ... nie malowana
miska ...lecz sercu najpiękniejsze tutaj jest ...
z opowieści jak ze źródła czysta woda miłość tryska
... jedynie mogę powiedzieć jeszcze takiej bajki chcę
...