Królowa
Świecy płomień mruga, rzuca blaski na
ścianę,
Lśnią czerwone promienie przez ciężką
firanę
Jak igły cienkie z uporem przenikające,
Zsyłane jak słowa pożegnania przez
słońce,
Które już połowę oblicza swego skryło
Za wzgórzem, co od niedawnej ulewy
lśniło
Kroplami deszczu. Od wschodu już mrok się
zbliża
Zdaje się, że sklepienie niebios się
obniża
I objąć chce ziemię czarnymi ramionami
Błyszczącymi gdzieniegdzie srebrnymi
gwiazdami.
Słońce znikło już i twarz księżyca
złowieszcza
Wyłania się z mroku. Wilk swym wyciem
obwieszcza,
Że do niego należy nocą władza w lesie,
Głos ten przeszywający długo w dal się
niesie.
A w komnacie siedzi w samotności
królowa;
Przywarłszy do zimnej ściany w dłoniach
twarz chowa
Wokół kłębią się widma obaw
najmroczniejszych
Drżenie lęku wywołuje szelest
najmniejszy
Za dnia śmiała, bezlitosna dla swych
poddanych,
Kto jej stanie na drodze jest
torturowany,
Męczony, lub zdradziecko zabity po
cichu.
Ona szczęścia nie zna, chociaż żyje w
przepychu
Każdej nocy niepokój tak dręczy jej
duszę
Widzi twarze swych ofiar cierpiących
katusze
Dręczą ją ludzkie, przez nią zdeptane
istnienia
Jej muzyką są zabitych ostatnie
tchnienia.
Po tych nocach bezsennych, trwogą
przesiąkniętych
Oddaje znów swą duszę demonom
przeklętym,
Nienawiść w niej budzi się większa dnia
każdego
I znów pragnie zabić człowieka
niewinnego,
By się sycić jego bezsilności widokiem
Patrzeć na agonię bezlitosnym swym
okiem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.