Kroniki Sybilli - rozdział 61
Gdy nastała noc, Sybilla była już
daleko od miasta-państwa Tadmur. Mimo
ciemności, niestrudzona podążała pustynią w
kierunku jaki wskazał jej milczący
przewodnik Marid. Spojrzała w gwiaździste
niebo. Tam gdzieś, w tej zimnej
przestrzeni, jest Admirał, Samuel i inne
bliskie jej istoty. Nagle poczuła na karku
delikatne muśnięcie wiatru. Obejrzała się
za siebie. Oto z ciemności wyłaniał się
władca tych ziem, Seth. Po chwili,
niewyraźne kontury nabrały kształtu dobrze
umięśnionego mężczyzny o oliwkowej cerze i
ogolonej głowie. Jego nadgarstki zdobiły
bransolety, a na klatce piersiowej
spoczywał wielki, złoty naszyjnik. Mimo, że
ubrany jedynie w przepaskę na biodrach i
sandały wyglądał majestatycznie.
Zbliżył się i spojrzała w jego oczy,
podkreślone czarną kreską z sadzy. Płonęły
żywym ogniem.
- Pora odpocząć - dało się słyszeć
wśród delikatnego podmuchu i śpiewu
pustyni.
Królowa zrobiła krok do przodu. Wtulając
się w pachnące wonnościami ciało Setha,
ukryła się w jego ramionach. Wkrótce potem
rozpłynęli się w piaskach pustyni.
Komentarze (3)
Świetna kronika.
A moja dziewczyna ma na drugie imię Sybilla.
DZiękuję Kobalt. :)
Fajnie się czyta, przyjemnie do Ciebie zajrzeć.
:)
Pozdrawiam, ukłony zostawiam.