Krzysio, cz. 5/7
wspomnienie
cd.
Doszliśmy do końca długiego budynku.
Kawalerski zrobił szybko, po wojskowemu „w
tył zwrot” przez lewe ramię i rozpoczął
ponowny marsz.
W tym samym momencie z parku doszedł
miarowy dźwięk, odgłos uderzanych butelek.
Kibice i tak co pewien czas zanosili się
śmiechem, a teraz zaczęli wybijać rytm w
takt marszowych kroków Krzysia. Wściekłem
się i już chciałem jednak pójść do nich,
ale zrezygnowałem. Ważniejszy był mój
junak, nie chciałem utracić z nim kontaktu.
„Niech sobie jeszcze pochodzi, byle nie
przerwać rozmowy”.
Kiwnąłem na jednego z podchorążych:
– Tomek, skocz do tych durniów w parku,
porozmawiaj, postrasz ich czy co, ale niech
się zamkną. Jesteś w końcu prawnikiem. Ja
teraz muszę jego pilnować. – Wskazałem
głową w górę.
– Junaku Kawalerski – krzyknąłem, kiedy
doszliśmy ponownie do końca budynku. – A co
wy teraz tak równo maszerujecie? Jakoś
poprzednio nigdy wam się nie chciało.
– Ale teraz mi się chce. Teraz mi się chce.
O! – odkrzyknął, tym razem z nutą wesołości
w głosie.
„A niech go”! Nie wiedziałem, co dalej
zrobić. Spojrzałem na podchorążego i
dyżurnego kadry, uniosłem brwi w niemym
zapytaniu. Odpowiedzi nie usłyszałem.
– No co, nie macie pomysłów? – odezwałem
się cicho. – Przecież nie będziemy tak
sterczeli do wieczora. Co proponujecie?
– Może… – zaczął podchorąży, ale przerwał i
pokręcił głową. – Niee, to zły pomysł.
– Kończ, jak zacząłeś – ponagliłem.
– Może jakiegoś negocjatora ściągnąć. –
Paweł pomasował dłonią policzek. –
Widziałem na amerykańskich filmach.
Spojrzałem na niego z uwagą. Nie, nie kpił,
mówił poważnie.
– Bardzo dobry pomysł. – Uniosłem w uznaniu
kciuk do góry. – Wprost świetny. Znasz
jakiegoś w pobliżu? Mają takiego u nas w
milicji? Bo ja takiego nie znam.
– Nie, nie znam – pokręcił przecząco głową
– ale jak nie u nas, to może w Warszawie… –
Przerwał i potrząsnął głową.
Westchnąłem. Takich księżycowych pomysłów
mi było potrzeba.
– Może w Warszawie, taa – odpowiedziałem z
przekąsem w głosie. – Jeżeli nawet.
Niestety, gdzie Rzym, a gdzie Krym. Jeszcze
jakieś?
Dyżurny kadry i podchorąży milczeli. Akurat
wrócił drugi podchorąży, Tomek.
– Porozmawiałem z tamtymi. – Kiwnął głową w
stronę parku. – Cholery, tylko się śmieli.
Ale przynajmniej przestali walić
butelkami.
– Dobre i to. – Dopiero teraz dotarło do
mnie, że słychać było już tylko trailowanie
Krzysia. Spojrzałem na niego. Znowu
siedział na skraju dachu i podśpiewywał.
– Tomek, masz jakiś pomysł na… – kiwnąłem
głową w górę. – Tylko taki z sensownych,
nie z księżyca wziętych.
Przez chwilę milczał; wreszcie pokręcił
przecząco głową. Westchnąłem. Musiałem sam
podjąć decyzję. W tej właśnie chwili wyszli
z budynku Szedłowski i Deduk.
– Nie ma co stać do wieczora, nic to nie da
– zwróciłem się do nich. – Spróbujemy
jeszcze raz. Będę Krzysia znowu zagadywał,
a wy spróbujcie ponownie go chwycić. Tylko
ciszej niż poprzednio. Nawet jakby co,
skoczyć nie skoczy. Zrobił sobie tylko
zabawę, za długo się nudził. – Powiedziałem
to zdecydowanym głosem, ale sam już nie
byłem taki pewny. Nie mogłem jednak tego
okazać.
Już chciałem ich wysłać, ale mój wzrok padł
na ciężkie wojskowe buty, które mieli na
nogach. – Zmieńcie je w try miga na pepegi
i dawajcie jeszcze raz. Lećcie.
Pobiegli do budynku.
---
cdn.
Komentarze (11)
napięcie wciąż rosnie a działaniom końca nie widać...
trzymasz czytelnika w napięciu
pozdrawiam:)
:D `85, więc prawie, prawie... mała różnica. Cóż to za
różnica wobec wieczności! ;)
To wszystko zależy kiedy to było ile lat wstecz, bo
gdybym tam była ze 20 lat temu to zapewne bym
podziałała samą obecnością bez kuszenia żarciem
hahaha...:))
JoViSkA, nie mogłaś wtedy być i mnie podpowiedzieć?!
Może by pomogło... ale chyba na Krzysia najbardziej by
podziałało to, o czym Mariat wspominała ;)
Ja bym improwizowała mówiąc Krzysiowi, że na dole
czeka na niego niespodzianka i wielka wyżerka i że
zaraz tam idziesz, bo jesteś strasznie głodny...ale
podejrzewam, że Twoje zakończenie mnie zaskoczy więc
czekam z niecierpliwością :)) miłego dnia Zdzichu :))
Mariat, nie prowokuj! Ten Krzysio "z laskami" nam
wcześniej też wywinął. W czasie Wielkanocy, kiedy
wszyscy junacy wyjechali z internatu na świąteczne
przepustki. Uff, wtedy się działo...
JoViSkA, z tym żarciem się zgadzam... ale w zbiorowym
żywieniu trudno wszystkim dogodzić ;)
Ja to bym mu podstawiła jakąś laskę z długimi nogami,
to by szybko zlazł z tego dachu.
Nie wiem, co lubi Krzysio, ale z doświadczenia wiem,
że dobre żarcie działa na każdego faceta! :))
JoViSkA, co proponujesz na przynętę dla Krzysia? ;)
Tylko nie obracaj się na pięcie, gdyż rośnie napięcie
;)
Może zwabić Krzysia czymś co lubi?
Napięcie rośnie, a ja jestem niecierpliwa :)))
pozdrawiam i czekam na c.d.