Księżyc i Słońce
Randka
Gdy zmierzch już zmyka spać,
Gdy świetlne bursztyny przestają grać,
Nadchodzi noc, spokój,
Cisza zalega w środku i wokół,
Trawa podpalona szarością północy,
Kładzie się do snu, szeleści pod liści
kocem,
Gałęzie drzew na kilka godzin umierają,
Robią się sztywne, na noc ustają,
A w ten, na niebie pojawia się wiotkim,
Okrągła osoba w garniturze bieli
słodkim,
Nic nie mówiąc spaceruje w powietrzu,
Wiedząc o chmurach, westchnieniach,
szczęściu,
Wędrując po szybie, tafli ozonu,
Nie mówiąc o nocnej randce kompletnie
nikomu,
Dostrzegł Złotą Damę o pięknych
warkoczach,
Świetlistych promieni, o żółtych jej
oczach,
To Słoneczna kula, co w żarze się mieni,
Na dole troszkę rozjaśnia, ocean
zieleni,
By za chwilę wzbić w niemalowane piękno,
By uchwycić związku sedno,
Spacer dwóch gołych ciał niebieskich,
Białego malca i żółcieni wielkiej,
Którzy wędrują, randką się upajając,
W wyrazy symboli, pięknymi się stając,
Lecz niebawem świt znów przychodzi,
Ludzie wstają do pracy w porannej
powodzi,
Więc trzeba się skryć, aby nikt nie
zobaczył,
Że w nocy Księżyc i Słonce nie są kropkami,
są ludźmi… tylko inaczej.

Widzialny tylko słowami


Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.