Lato, które na zawsze zabrało...
Lato przyszło tamtego roku wcześniej niż
zwykle
Słońce pozwoliło zakwitnąć trawom na
łące
Wiatr poruszał bezdźwięcznie okiennicami
Matka prała Twoje koszule zabrudzone
potem
A pies Puszek warczał na mojego chłopaka
Czerwiec przyniósł w gorące południe
Głos żałobnych dzwonów z powietrza
Nad potokiem na wędzisko drewniane i
robaki
Łowił ryby sąsiad nasz Borys jednooki
I nie ważne że on naprawdę nie chciał
Widzieć jak z chmur spływa na ziemię
Anioł
Śmierci po Twoją duszę i ciało Ojcze
To co stało się ze mną później nie
zasługuje
Na pochwałę ludzi czy Boga w niebie
Myślałam masz wszystko Wszechmocny
A kradniesz mi to co mam najlepsze
Krzyczałam bądź przeklęty Ty tam w górze
Szkoda że nie jestem już tamtą
dziewczyną
Co czekała na Twoje kroki gdy wracałeś
Zmęczony robotą do domu wieczorem
Bywało czasami nad ranem piwem pachnący
Dziękuję, że byłeś moim Ojcem Józefie...lecz żal, że nie możemy wypić za Twoje zdrowie, dzisiaj w Dniu Twoich imienin...bywaj......
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.