Lekarstwo dla mamy.
Maj, 1948 rok.Drugi rok na Prusach Wschodnich.
Rok czterdziesty ósmy. Otwarto aptekę
w budynku naprzeciw naszego kościoła.
Mama bardzo chora, potrzebne jej leki.
- Ratuj ją córeczko! Serce we mnie woła.
- Przyszłam po lekarstwo, mamusia jest
chora.
Rozbolał ją brzuszek i całe dnie
płacze...
- To niech twoja mama idzie do doktora.
Dla kogo te jajka? To kurze, czy
kacze...
- Jest po operacji i ma raka w brzuszku,
od dawna nie chodzi, jeść także nie
może.
Całe dnie i noce płacze, leży w łóżku.
Jak pan da mi leki, na pewno pomoże.
Długo patrzył na mnie, spróbował
powiedzieć:
- masz tu dwie tabletki od bólu.
Współczuję.
Jutro przyjdź tu z ojcem, muszę dobrze
wiedzieć
na co mama chora i jak też się czuje.
- Dzieciom w rękę leków nigdy się nie
daje.
Tabletki dasz tacie, a on poda mamie.
Daje ci tu kartkę, takie są zwyczaje.
Nie próbuj tych leków czasem połknąć
sama.
- Mamusiu kochana, ja wracam z apteki.
Mam tu dwie tabletki na twoją chorobę.
Och córeczko moja, nie pomogą leki...
Wciąż czuwałam przy niej. Umarła, za
dobę.
Miesiąc maj jest dla mnie najpiękniejszym
miesiącem, a też bardzo smutnym.
Za dwa jajka chciałam kupić dla mamy
lekarstwo.
Komentarze (33)
przejmujące wyznanie dziecka. Aż łza się kręci.
..i jak za takie cudeńko nie dać garścią punktów?
Czytając dosłownie przez chwilę się zapomniałem..
Poruszający wiersz, Broneczko,
straszna jest choroba i bezradność wobec niej, moja śp
Mama też odeszła na nowotwór, Broniu, gdy otworzono
jej brzuch niestety wszystko było zajęte, a zaczęło
się od historii kobiecych...
Pozdrawiam ciepło i serdecznie.