Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

List od Lesi (odc. 25)


Teraz wrócę do otrzymanego wtedy listu od Lesi (z którego początkowo ogromnie się ucieszyłam, ale na końcu zawierał bardzo złą wiadomość o śmierci jej mamy).
List był napisany wcześniej, ale doszedł do mnie dopiero w pierwszej połowie maja 1943r. Dołączona była mała kartka z życzeniami wielkanocnymi, którą najwyraźniej Lesia namalowała sama.
Od razu zorientowałam się, że jest w nim ukryta jakaś tajna wiadomość. Przyszedł na mój adres do Turzyńca, ale ponieważ mnie tam już nie było, to przywiózł mi go Władek, który przyjeżdża do mnie do Przedcza dość często w odwiedziny, najczęściej w niedzielę. Raz na dwa lub trzy tygodnie się tutaj widzimy. A także wtedy, gdy ja czasem dostaję wolne, w niedzielę raz na dwa miesiące, i jadę wtedy do swojej rodziny w Turzyńcu. O Władku napiszę później, a teraz o liście od Lesi.
W czasie naszego powrotu do Włocławka Lesia nauczyła mnie rozwiązywania szyfru, jakim posługiwała się ona, jej mama i brat Grzegorz, więc teraz bez większych problemów sobie z tym poradziłam. Ta wiadomość – hasło powinna zawierać 11 sylab, bo taka była data wpisana na początku. Musiałam te sylaby znaleźć i złożyć je razem do siebie, co utworzyło rozwiązanie. List był napisany tak, jak poniżej (nie przytaczam wszystkich słów, tylko znaczną jego część, trochę pomijając część środkową). Lesia pisała go z przerwą, spowodowaną chorobą i śmiercią Mamy, dlatego to była taka ciężka i niedobra w sumie dla mnie lektura.

„Michałowice k. Warszawy, 11 marca 1943r.
Kochana Mario!
Piszę do Ciebie ponownie, mimo że nie otrzymałam od Ciebie żadnej odpowiedzi na moje poprzednie listy. Pokładam nadzieję, że Chrystus i Jego Matka czuwają nad Tobą i nic złego Ci się nie stało. Mając tę ufność nie zamartwiam się zanadto, wierząc, że jesteś w dobrym zdrowiu.
Tym razem mam też wielką nadzieję, że otrzymasz w Turzyńcu ten mój list, bo przesyłam go jak gdyby przez prywatnego posłańca, dzięki uprzejmości pewnej osoby.
Wyobraź sobie, że szczęśliwie odnalazłam swoją Mamusię, ku naszej obopólnej ogromnej radości. Jesteśmy teraz razem z nią w gościnie od ponad /czterech/ miesięcy tu, /u/ Stachowskich, to znaczy u Mamy siostry, jej męża i ich córek, moich kuzynek. Mieszkamy z Mamusią na poddaszu ich domu. Ja mam stąd niedaleko do kolejki, parę kilometrów, chyba /trzy/. Jeździ dość /czę/sto, można nią dojechać szybko i w miarę wygodnie do Warszawy.
Odnalazłam Mamusię, pytając o Nią najpierw u mojej innej Cioci, na Targówku. Tam się dowiedziałam, że moja Mama jest w Michałowicach pod Pruszkowem. Ogromnie byłyśmy szczęśliwe, gdy w końcu się spotkałyśmy i uściskałyśmy. Nie muszę Ci chyba powtarzać, jak kocham swoją Mamusię, niezwykłą i wspaniałą kobietę, i jak za Nią tęskniłam przez tych kilka miesięcy.
Mam dla Ciebie, kochana Mario, kilka nowych wiadomości. /Pierwszą/ już /dzie/lę się z Tobą od razu, bo jest pewna – mam wreszcie pracę, na kolei. Sprzedaję bilety w kasie kolejowej na Dworcu Głównym. Muszę dojeżdżać na różne godziny pracy, przeważnie co dzień lub /dwa/. Muszę /Ci/ więc opisywać, dlaczego ta kolejka dojazdowa jest dla mnie takim zbawieniem?
Mama ostatnio chorowała i dlatego cały czas się nią opiekowałam. Teraz już jest jednak lepiej. Mama wychodzi na podwórze, kręci się przy kwiatach doniczkowych, których pełno jest w domu. Pielęgnuje je razem z Ciocią Anną, która czasem do nas tu przychodzi na górę i rozmawiamy sobie wszystkie razem.
Jesteśmy tu już ponad /cztery/ mies., wierzę, że /bę/dzie z Jej zdrowiem coraz lepiej.
Niedaleko od domu rosną /cztery/ okazałe /dę/by, co przypomina nam obu nasz park. Niedaleko jest też las, kilka razy już tam byłam na spacerze.
/Dziesięć/ dni temu miałam zły sen, że moja /sio/stra spadała z jakiejś góry, a ja nie mogłam jej pomóc ani zatrzymać. Wiesz przecież, że nie mam siostry, /jedną/ sio/strą/ dla mnie jesteś Ty. Często myślę o Tobie, zawsze pamiętam, jaka jesteś dobra dla mnie i dla innych. Dlatego ten sen był taki niedobry, nieprzyjemny, obudził mnie w środku nocy.
Mario, mam wielka nadzieję, że jesteś zdrowa i nic Ci nie grozi. Jak możesz, to odpisz mi jakoś, bym się upewniła o tym. Już kiedyś mi śniło coś takiego o mojej Mamie, strasznie to nieprzyjemne uczucie.
Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebuję Twojej obecności, bo nikt nie potrafi tak ukoić mojego bólu i smutku, jak Ty potrafisz. Znamy się dopiero niecały /jeden/ rok, /ja/ zaś sobie wciąż myślę o tym, ile mamy już wspólnych przeżyć!
Wyobraź sobie, że już dawno temu, w zeszłym roku, wrócił z Ukrainy syn takich trochę dalszych, tutejszych sąsiadów. Kiedyś wujek Stachowski powiedział Mamie o tym sąsiedzie, co wrócił i że był on gdzieś pod Lublinem i Lwowem w końcu tamtego września. Widział różne sytuacje na froncie, często dramatyczne i tragiczne. Okazało się, że Mama bała się mi o tym powiedzieć, w końcu jednak to zrobiła. Natychmiast poprosiłam o rozmowę z nim, miałam nadzieję i chciałam się czegoś dowiedzieć o Tadeuszu, może jakimś cudem coś wiedział ten sąsiad.
On jest szeregowym żołnierzem i dlatego udało mu się uniknąć aresztowania przez Ruskich. Widział wtedy, jak oddział wojska rosyjskiego aresztował i prowadził jeńców polskich. Była także w dworze, a właściwie pałacu, jakaś strzelanina, zamieszanie, podobno część jeńców uciekła. Potem Rosjanie rozstrzelali w nocy co najmniej /trzy/ osoby: /do/minikanina czy też jezuitę, który był tam przypadkowo, ziemianina - właściciela majątku oraz jego żonę. Kazali potem okolicznym chłopom pogrzebać zabitych przy stawie (*).
Zabili jeszcze kogoś, chyba kogoś z tych jeńców, zanim wszyscy razem odeszli stamtąd nad ranem - Ruscy i nasi żołnierze, jeńcy. Było wśród nich także około /piętnastu/ oficerów. Rosjanie złapali ich gdzieś pod miastem /Lwów/, potem wszystkich poprowadzili gdzieś, nie wiadomo gdzie. Ten sąsiad mówił, że wśród oficerów trzech było artylerzystów, czyli tak jak mój Tadzik. Ale to chyba tylko przypadek. Strasznie to smutne, te losy nas wszystkich, naszej Ojczyzny i naszych żołnierzy.
Rozczarowała mnie ta rozmowa, bo niczego konkretnego się nie dowiedziałam. Będę czekała dalej na jakąkolwiek wiadomość. Gdybyś tu była, to byśmy się razem pomodliły w tych naszych wszystkich intencjach, o których Tobie i mnie wiadomo. Na pewno by mi to przyniosło ulgę.”

Straszne rzeczy opisała Lesia, tragiczne. Zabicie trojga niewinnych ludzi, tylko dlatego, że są Polakami, to okropna zbrodnia. Nie tak dawno w tych niemieckich gazetach, wydawanych po polsku na Kujawach, które nazywamy "gadzinówkami", głośno było o odkryciu wielkiej ilości zabitych polskich oficerów, jeńców zatrzymanych we wrześniu 39 roku, w zbiorowych grobach w Katyniu gdzieś w Rosji. Hitlerowskie "gadzinówki" oskarżają o to Ruskich. Niektórzy z naszych uważali to za kłamstwo, bo nie mieściło się w głowie, by można było w taki sposób mordować niewinnych jeńców. Lecz inni mówili, że tak wielkie zbrodnie komuniści popełniają na narodzie polskim, że ta jedna więcej to nic takiego dla tych morderców. Ludzie mówili, że sowieci na zdobytych polskich ziemiach kresowych zabijali wielkie masy Polaków, wywozili na Sybir, zabierając domy i wysiedlając całe rodziny.
Jak pomyślałam sobie o tym, że przecież Lesia też o tym wszystkim słyszała, o tych zbrodniach, a teraz jeszcze o tym Katyniu, to ogromnie jej współczułam, bo przecież już czwarty rok biegł, jak nie miała żadnej wiadomości o swoim narzeczonym Tadeuszu. Najgorsze przypuszczenia mogły jej w takim przypadku się nasuwać i podziwiałam ją, że tak to wszystko dzielnie znosiła.
Wracając znów do listu - dalej napisała jeszcze kilka zdań o sobie, że jest zdrowa i całkiem dobrze się tam czuje i tak dalej. Potem nastąpiła ta przerwa w pisaniu listu, a poniżej zaraz zacytuję dalszą, końcową treść listu, ale najpierw napiszę i wyjaśnię hasło-wiadomość, jaką w końcu odczytałam: „uczę dzieci będę siostrą ja do Lwów”.
Takie hasło wynikało z tych sylab, które sobie oddzieliłam ołówkiem na innej kartce małymi pochyłymi kreseczkami. Każdą taką oddzielną sylabę, a miało być ich 11, bo taka jest cyfra na początku w dacie, należało szukać biorąc pod uwagę liczebniki je poprzedzające, ale tylko te zapisane literami. Też je sobie oddzieliłam pochylonymi kreseczkami, aby było łatwiej mi to odczytywać. Jeśli na przykład pierwszy taki liczebnik to było słowo „czterech”, to należało odliczyć cztery sylaby. Następna, piata, była pierwszą sylabą w szukanej wiadomości, a miało być ich wszystkich, jak już napisałam, jedenaście. Poradziłam sobie bez większego problemu z całością, natomiast przez długi czas nie umiałam tego wszystko sobie wytłumaczyć.
„Uczę dzieci” – to akurat dla mnie było jasne, że pewnie gdzieś robi to potajemnie, przecież jest nauczycielką. U nas w Skalińcu też słyszałam, że nauczyciele uczyli na tak zwanych tajnych kompletach, również we Włocławku, Brześciu, Kłobi i innych miejscowościach. Bardzo to było niebezpieczne, bo Niemcy byli bezlitośni. Jak kogoś złapali, to prawie na pewno wysyłali potem do Oświęcimia lub innego obozu.
„Ja do Lwów” – trochę było to niegramatyczne, ale w takim haśle trzeba było czasem coś pokombinować, by zrozumieć. Tu akurat było to jasne, bo Lesia wcześniej opisała to wszystko, co dotyczyło powrotu tego sąsiada z Ukrainy. Zaskoczyło mnie to, że ona jednak tam jadzie, nie wiedziałam przecież, w jakim celu. Pewnie była w tym jakaś trudna do wyjaśnienia zagadka, więc tylko pomodliłam się o to, by nic się jej nie stało.
Najtrudniej mi poszło ze środkiem hasła: „będę siostrą”. Nie mogłam tego zrozumieć, przez trzy dni zastanawiałam się, co to może znaczyć. Czy będzie siostrą zakonną, a więc wstąpi do klasztoru, czy czegoś podobnego? Nie bardzo mi to do niej pasowało, bo przecież cały czas czekała na powrót swojego Tadeusza, nie traciła jeszcze w to wiary. Zresztą w tamtym czasie nie było to takie łatwe wstąpić do zakonu, chociaż w Guberni było możliwe. Potem pomyślałam, że może „będę siostrą” oznacza, że ma wrócić jej brat Grzegorz z Anglii i napisała mi o tym tak, że musiałam trochę nad tym pogłówkować. Jeszcze inna możliwość była taka, że ma zamiar pracować w jakimś szpitalu jako siostra, czyli pielęgniarka – ale przedtem musiałaby się przecież tego zawodu choć trochę nauczyć! W końcu dałam spokój, uznając, że to „będę siostrą” nie było w tym momencie takie ważne, a i tak na pewno tego nie zrozumiem.
Dalsza, ostatnia część listu zawierała tragiczną wiadomość. Napisała ją najwyraźniej po kilku dniach, bo była podana nowa data (Wielkanoc 25 kwietnia). Próbowałam szukać dalej jakiegoś drugiego hasła, bo tak też mogło być. Była podana nowa data, ale miesiąc cyfrą rzymską, więc nastąpiła zmiana metody szyfrowania. Trzeba było znaleźć 12 sylab, bo tyle liter miały razem pierwsze dwa wyrazy napisane zaraz po dacie: „Kochana Mario”.
Należało szukać sylab w drugim, trzecim, piątym i siódmym zdaniu licząc od pierwszego zdania w liście, a następne znów w drugim, trzecim, piątym i siódmym zdaniu, licząc tym razem od następnego zdania i tak dalej. Należało szukać sylab w danym zdaniu odliczając ich tyle, ile liter liczy pierwszy wyraz w danym zdaniu i biorąc do hasła następną występującą. Najpierw nie potrafiłam odczytać, coś mi się pomyliło. Dopiero za drugim razem odszyfrowałam - jak wydawało mi się, że trafnie. Ta ostatnia, dopisana po kilku dniach część listu, brzmiała tak (dla ułatwienia znów na innej kartce napisałam cyferki i pochyłe kreseczki):

„25.IV.43.
Kochana Mario, moja Przyjaciółko i Siostrzyczko, pomódl się także za duszę mojej kochanej Mamusi.
/2/Nadzieja/ mówiła mi, że moja /Ma/musia wyzdrowieje, że będzie Jej coraz lepiej.
/3/Jednak/ okazało się /być/ inaczej w rzeczywistości.
Mamusia poczuła się w nocy gorzej, a następnego dnia jeszcze gorzej.
/5/Mimo/ nieznacznej /po/prawy przed dwoma dniami, teraz było już inaczej.
Pobiegłam ile sił w nogach do tutejszego doktora, pana Marciniaka.
/7/Całe/ szczęście był, /wsta/wał dopiero co z łóżka, ale zaraz przyszedł do Mamy.
Była rozpalona, miała wysoką gorączkę i trzęsła się od dreszczy.
/2/Doktor/ wykonał bada/nie/ i powiedział, że to zapalenie płuc i jeśli organizm wytrzyma ten dzień i potem noc, to Mama będzie żyła.
/3/Mamusia/ wołała w gorączce: /Pol/dek! (tak miał na imię tata), Grzesio! Lesia! Karolek! Trzymałam ją za rękę do końca, tak jak Ona mnie, gdy byłam mała i chorowałam.
/5/Biedna/, swe oczy miała /skie/rowane do góry, drżała i szybko oddychała.
Potem się uspokoiła, gorączka zaczęła ustępować i wkrótce zasnęła.
/7/Skonała/ jeszcze w nocy, kiedy /ka/żdy jej oddech był coraz słabszy.
Byłam przy niej cały czas, a rozpaczliwość mojej sytuacji dotarła do mnie nad ranem, gdy około czwartej zostałam sama na tej ziemi.
/2/Odchodziła/ w ciszy, mą modlitwę do Boga /tyl/ko było słychać.
/3/Jeszcze/ kilka godzin wcześniej /ros/nącą gorączkę miała, która potem zaczęła spadać.
Tuż przed śmiercią jeszcze raz spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i wyszeptała: „Lesia”.
/5/Zasnęła/ już tak na wieczność, a /ja/ zostałam sama.
Patrzyłam na jej wychudzoną twarz w tym bladym świetle lampy, na te piękne oczy, zawsze takie kochające.
/7/Wcześniej/ ksiądz dał ostatnie namaszcze/nie/ w poprzednim dniu.
Boże, jakie jest to wszystko teraz smutne. Trzymałam jej dłoń, siedząc przy łóżku z głową wtuloną w poduszkę koło jej twarzy. Nie pojechałam do pracy (jakoś się wytłumaczyłam, miałam przecież dokument - akt zgonu).
Na pogrzebie w piątek przed Niedzielą Palmową było tylko kilka osób, w tym ksiądz i dwaj grabarze. Nie możesz być tym zdziwiona wiedząc, że przecież nie wolno na pogrzeb przychodzić nikomu, oprócz bliskiej rodziny, a poza tym mało osób nas tutaj znało. Całe szczęście, że chociaż słońce świeciło, jakby specjalnie dla mojej ukochanej Mamusi.
Tych bliskich miała tutaj przecież niewielu, tylko ja i wujostwo Stachowscy z córkami. Ciocia z Targówka nie dojechała, chociaż specjalnie do niej pojechałam, by zawiadomić. Okazało się, że jest też mocno chora. Powiedziała, że przyjedzie na grób Mamy w późniejszym terminie, jak wyzdrowieje. Uściskała mnie i popłakałyśmy się razem.
Byłam dzisiaj w pierwszy dzień Świąt w kościele, modliłam się za Mamusię i także za Ciebie. Smutna msza Zmartwychwstania Pańskiego, bez procesji. Ludzie trochę śpiewali, ale nie słychać było w tym radości i wzniosłości tych tak bardzo niezwykłych Świąt, znanej nam z naszych domów rodzinnych.
Śniadanie wielkanocne zjadłam u wujostwa Stachowskich, były też ich dwie córki. Wszyscy traktują mnie w tych dniach bardzo serdecznie, jestem im za to bardzo wdzięczna.
Mario, dzielę się z Tobą w sposób symboliczny jajeczkiem, w ten świąteczny dzionek Wielkanocny. Myślałam o Tobie, że może chociaż Ty jesteś szczęśliwa na tyle, na ile można być w tych trudnych czasach. Bardzo tęsknie za Tobą, Mario, i jest mi teraz szczególnie bardzo ciężko samej, bez Mamy.
Bardzo mi przykro, że Ci o tym wszystkim musiałam napisać.
Na pewno zasmucisz się taką wiadomością, jakby nie było niespodziewaną. Płaczę tutaj ukradkiem, myśląc, że jednak Mamusia jest już teraz u Pana Boga, może razem z moim Tatą. Wiem, że Bóg miłosierny już Ją przyjął do siebie.
Mario kochana, kończę już ten mój smutny list. Proszę Cię o modlitwę i żebyś uważała na siebie. Mam ogromną nadzieję, że się kiedyś spotkamy, może niedługo.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i ściskam.
Jeśli możesz, to odpisz, bardzo Cię o to proszę i czekam.
Twoja kochająca Cię Lesia.
P.S. Pozdrów i uściskaj ode mnie także całą swoją kochaną Rodzinkę, zwłaszcza Mamę i Tatę, a także Władka. Pisz do mnie na kopercie Leokadia Stachowska, na pewno mi list oddadzą”

Bardzo się wzruszyłam. To był pierwszy list, jaki od niej kiedykolwiek otrzymałam. Szkoda, że tak smutnie zakończony, ale jednocześnie był taki piękny i pełen ciepła i dobrych uczuć, zwłaszcza wobec mnie i wobec jej zmarłej Matki. Kolejny raz pomyślałam, że Lesia naprawdę traktuje mnie jako przybraną siostrę, zwłaszcza że nie miała nigdy prawdziwej, a teraz tylko został jej brat Grzegorz i narzeczony Tadek (nie znała wtedy losów ich obydwu, nawet mogła nie być pewna, czy żyją). Ja też ją tak traktowałam, bo przecież także moja jedyna siostra, kochana Kinga, zmarła kilka lat temu.
Za drugim razem odczytałam też hasło z drugiej części listu – „ma być powstanie polskie Katyń Rosjanie” (zamiast Katyń wychodziło słowo „katyl”, ale bez problemu się domyśliłam). Nie wiem, o jakim dokładnie powstaniu pisała, bo przecież trwało ono w getcie (o czym mówiło się ostatnio także po cichu tutaj, na Kujawach), ale skoro napisała, że „polskie” – to nie mogło chodzić o to, a prawdopodobnie o inne, pewnie w jakiejś przyszłości. Lesia wplotła imię swojego taty Poldek, chociaż wiedziałam, że w rzeczywistości miał na imię Franciszek. Potem dowiedziałam się, że takie imię nosił jej dziadek ze strony mamy, już wtedy nie żyjący. Zrobiła tak celowo, żeby pasowało do treści przekazywanego hasła, gdzie potrzebna była jej sylaba „pol”. Wiedziała też i o zbrodni w Katyniu, tak jak i u nas Niemcy to rozgłaszali. Mogłam sobie wyobrazić, jak musiała bać się wtedy o swojego Tadeusza.
„Moja droga, kochana przyjaciółko!” – pomyślałam sobie wtedy – „niech Cię Pan Bóg ma w swojej opiece”. Zaraz zabrałam się do odpisania, by choć odrobinę ją pocieszyć.



(*) „Mnie rodzice wysłali z domu, wraz z odjeżdżającym z Przyłbic do Korczyny Generałem Stanisławem Szeptyckim i jego żoną, gdyż nadchodziły wiadomości, o zbliżającej się armii sowieckiej. Rodzice zostali sami. Zwlekali z wyjazdem, bo i I-sza wojna się przypominała oraz jej zniszczenia, a równocześnie niepokoili się o synową, która z dziećmi została na wschód od Lwowa w Dziewiętnikach. Zostali rozstrzelani przez żołnierzy Armii Radzieckiej 27.09.39r. wraz z uciekinierem jezuitą o. Skibniewskim. Jak opowiadają świadkowie, moja Matka poszła dobrowolnie za prowadzonym na śmierć mężem”. Elżbieta z Szeptyckich Weymanowa „Wspomnienie o mojej Matce Jadwidze z Szembeków Szeptyckiej” (fragment dostępny w Internecie), Siemianice 16-17 XI 1990r.

Dodano: 2016-12-15 00:16:18
Ten wiersz przeczytano 1123 razy
Oddanych głosów: 8
Rodzaj Nieregularny Klimat Smutny Tematyka Ojczyzna
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (11)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Ola
Wielu z tych "pedagogów" zapewne wstydzi się do
dzisiaj, że razem z ekipą komunistyczną kłamali jak z
nut o naszej historii. Tak samo było przecież o
czasach odzyskiwania niepodległości w 1918 roku,
wojnie polsko-bolszeiwckiej w 1920 oraz napaści na
Polskę 17 września 1939 roku. Dziękuję za odwiedziny,
czytanie i komentarz.
Serdecznie pozdrawiam.

(OLA) (OLA)

Januszu nadal są ciekawe Twoje historie, które
wciągają i zarazem powiększają naszą wiedzę?

Ja o Katyniu dowiedziałam się od mojego ojca, sam mi
podpowiedział abym zadała to niewygodne pytanie panie
z historii, co uczyniłam i jakie było moje zdziwienie,
że pani od historii zareagowała tak jak powiedział mój
ojciec nakrzyczała na mnie i powiedziała, że to
kłamstwo. Ja jestem już z tego pokolenia gdzie o
Katyniu mówiono coraz głośniej, ale wciąż to był temat
tabu…



Pozdrawiam jak zawsze serdecznie, Ola:)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Madame Motylek
Janina Kraj - Raczyńska
Tak właśnie jest - wojna była i jest związana z
rozstawaniem się, odnajdywaniem, traceniem,
cierpieniem. Lesia napisała, że jej mama na pewno
spotkała się już z tatą.
Dziękuję za odwiedziny, czytanie i miłe słowa
komentarzy.
Serdecznie pozdrawiam.

Madame Motylek Madame Motylek

Biedna Lesia.
dopiero co odnalazła mamę i zaraz
ją straciła. Smutne.
Pozdrawiam

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Wanda Kosma
Amor
Dziękuję za odwiedziny, czytanie i miłe słowa
komentarzy.
Pozdrawiam.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Anna
Waldi
U mnie w domu owszem było mówione o Katyniu, ale
rzeczywiście tylko "przyciszonym" głosem.
Dziękuję za odwiedziny, czytanie i komentarze.
Pozdrawiam.

waldi1 waldi1

miło się wraca do Ciebie Krzysztofie ..piszesz pięknie
.. o Katyniu u mnie w domu się mówiło .. lecz niewolno
było tego wynosić za mury mieszkania ..

anna anna

Ja prawdy o Katyniu dowiedziałam się od ojca, w szkole
uczono nas, że to Niency wymordowali Polaków

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »