mateczka jesień
Liście ze wstydu czerwone lica
spuszczają,
by później promienieć złotem.
niektóre z goryczy martwie spadają,
opuszczają matczyne gałęzie potem.
Purpura zawitała na dachach.
prowadzi grę, łaskocze śpiące słońce.
czrwień wkrada się na srebrnych
blachach,
to poranka przedstawienie i jego końce.
słodka jesień zieloną pije krew,
biedne kwiaty pod jej sercem umierają.
słodka jesień podnosi lekceważąco brew,
i przygląda się jak drzewa konają.
czarne płaszcze suną w rutynie,
stapiają się z mrokiem poranka.
umysł otępiały - rzeźbiony w kalinie,
wyraz twarzy błogi i łagodny jak u
baranka.

my_lil

Komentarze (1)
Lubię taką pogodę i wiersz mi się podoba...