Miasto ciszy i opuszczenia:...
Biała ściana w smugach zachodzącego słońca,
czarne prostokąty okien i drzwi. Zbliżam
się. Jestem blisko.
Oddalam… Wyciągam rozedrganą rękę,
dotykając popękanej powierzchni.
Chropowata struktura.
Brunatne plamy zacieków.
Rdzawe smugi.
Odpadające płaty…
Staję na drodze światłu. Przede mną wije
się pokręcony, nieporadny cień
umarłego
człowieka.
Przywieram czołem, ustami. Całym ciałem…
Całuję namiętnie…
Liżę zmurszałe płaszczyzny i pęknięcia
starego,
zdewastowanego muru.
Połykam kapiące łzy, spadające drobinki
kwarcu.
W konwulsyjnym tańcu wariata wdycham zapach
wilgoci,
pleśni
i piwnicznej stęchlizny.
Obejmuję i przytulam
wyzierające spod tynku cegły.
Pod paznokciami tworzą się głębokie bruzdy,
z których wysypuje się na twarz
czerwonawy pył.
Otwieram szeroko usta w niemym krzyku.
Zaciskam powieki. W skroniach pulsujący
ból…
Skrzypienie piasku. Czyjeś nieśpieszne
kroki.
Delikatne dotknięcie barku, niczym powiew
wieczornego tchnienia.
Odwracam się, otwierając szczypiące od
słonej wilgoci oczy.
W padającym na mnie jaskrawym słońcu, jakby
niewyraźny zarys postaci…
…
Poprzez rozedrganą światłość nie widzę za
wiele.
Dostrzegam tylko to, na co pozwalają
szczegóły
ostrych jak nóż promieni.
Pomarańczowa aureola na wysokości oczu
odsłania w swoim kołysaniu owe wirowanie
odległych planet, mgławic i galaktyk…
I znowu ogarnia mnie cisza,
w której wiatr komunikuje się ze mną
tym szeptaniem
zbłąkanych widm.
Słyszę z bardzo daleka niewyraźne słowa…
Kto mówi?
Dlaczego dobiega to wszystko z takiej
zamierzchłej przeszłości?
Przemieszczam się w ogromnej pustce,
w której światło pędzi przez miliony lat.
I w której poruszam skrzydłami, niczym
jakiś ptak
wiekuisty…
Jestem tutaj. Jestem tam. Jestem w wielu
miejscach jednocześnie,
bądź nie ma mnie wcale…
…pojawiam się znowu,
ale nie tutaj i nie teraz…
…
Zstąpiłaś do mnie,
przeniknęłaś z jakiegoś innego wymiaru,
Jewgienijo…
Stoimy w wysokiej trawie,
w samosiejach, które wykwitły przez te
wszystkie lata.
Trzymamy się za ręce: ja – widzialny, ty –
widzialna, tylko przeze mnie…
Coś mówisz, lecz ciebie nie słyszę.
Poruszasz milczącymi ustami,
taki smutek mając w spojrzeniu i taką
żałość…
Prowadzisz nas przez zarośla
i chwasty,
przez te wszystkie miejsca, które były
kiedyś placami zabaw.
Trzeszczą i piszczą poruszane wiatrem
zardzewiałe huśtawki…
Spoglądają na nas czarnymi prostokątami
pustych okien opuszczone,
osiedlowe bloki…
Twoje włosy i sukienka falują w zwolnionym
tempie, jakbyś była jakąś kosmiczną meduzą,
zawieszoną w pełnej migotliwych refleksów
głębi
oceanu…
Jesteś obok mnie, nie jesteś…
Jewgienijo…
Zaciskam powieki. Otwieram…
Pokazujesz mi dłonią obdrapany, brudny
blok.
Mieszkałaś w nim, będąc dzieckiem. I
mieszkasz nadal, lecz już jako istota
przedwieczna,
pozbawiona ciała.
Oprowadzasz mnie po pokojach z ubogimi
resztkami przeszłości, które pokrył grubą
warstwą
kurz.
Trzeszczenie parkietu od moich kroków
i już
– tylko moich…
Pośrodku jedyne krzesło.
Siadam na nim,
rozglądając się wokół mokrymi oczami.
Promień słońca przecina podłogę, ścianę…
Jestem sam.
(Włodzimierz Zastawniak)
https://www.youtube.com/watch?v=xWYfd11AXms
Komentarze (9)
Jesteś w formie, świetne pisanie :)
Twoje "czytanie" to prawdziwa przygoda. Świetnie
zbudowane napięcie w melanżu poezji z prozą.
Witaj.
Jestem zachwycona, chłonę Twoje pisanie.
Na TAK!
Pozdrawiam serdecznie.:)
Uwielbiam. Poezja i proza w przyjaznym uścisku.
Rewelacja.
a jednak dobrnęłam do końca, choć nie było łatwo.
Włodku stworzony jesteś do pisania prozy, nawet
powieściowej. Umiejętność posługiwania się słowem
zadziwiająca...spróbuj!
Pozdrawiam, miłej niedzieli.
Znakomita, obrazowa proza.
Pozdrawiam. :)
Genialnie oprowadzasz po muzyce. Czytając jestem tu, i
tam - jednocześnie.
Ciekawe. Pozdrawiam.