Miasto: impresja V
Dzień albo noc, któraś nieodgadniona
godzina… Nade mną baldachim mroku, powłoka
szarych chmur… Promieniują martwotą kute z
żelaza, zatrzaśnięte na wieczność bramy…
Podążam tam i gdzie indziej… Donikąd idę… i
wciąż… Falują w kałużach neony lamp, na
mokrym asfalcie, chodniku. Krople deszczu
na skórze, chłód. Mijam widma o zatartych
rysach… ― przechodzą przeze mnie z lekkim
tchnieniem powiewu. Gdzieniegdzie drgający,
nikły blask świecy, kołyszący się cień na
zabytkowej elewacji, bądź starym ceglanym
murze… Mrugają bez sensu uliczne światła,
zmieniają kolory… Wyłaniają się zza
ogrodzenia z napisem: „Plac budowy.
Nieupoważnionym wstęp wzbroniony!”,
znieruchomiałe, zagrzebane w błocie,
ociekające cuchnącymi smarami gąsienicowe
pojazdy, niczym brodzące w pierwotnej brei,
żółto-brunatne pradawne jaszczury…
Tu jest inaczej i jest ― nie-inaczej…
Gwiazdy spadają i płoną, wskrzeszone nagłą
wyrwą w powłoce nieba, w szczelinie powiek…
Boli mnie głowa od nadmiaru powietrza,
które wtłaczam wielkimi haustami do płuc…
Jest, za chwilę tego nie ma, jakieś
nieokreślenie, zagadkowa forma przeszłego
czasu. Mieszają mi się wizje, wspomnienia.
Manifestują swoją obecność jak w
fotoplastykonie, dziwnie zdeformowane,
pokrzywione, groteskowe…
Idę w górę? W dół? Czuję pod palcami
wilgotną powierzchnię chropowatej,
pomazanej farbą ściany… Znowu ktoś kogoś
nienawidzi i chętnie by spalił żywcem albo
powiesił, znowu gdzieś, ktoś komuś coś
zrobił, unicestwił, wymazał z historii.
Wdziera mi się pod paznokcie odpadający
tynk. Mijam zmurszałe, zalepione szarą
tekturą okna opuszczonych dawno
pomieszczeń… Wyłamane, otwarte na oścież
drzwi, ukazują pnące się spiralą drewniane,
starte dziesięcioleciami kroków schody,
prowadzące prosto w ciemność, do rozbitych
przez czas wspomnień ― wyślizgane
poręcze…Wydaje się, że słychać odlegle w
czasie dziecięce śmiechy, zbiegające,
drobne kroczki, szurania, chrzęst
otwieranych kluczem zamków, echo zamykanych
azylów…
Nie, nic. Wiatr porusza gałęziami nagich
drzew, wzrusza poluzowanymi plakatami,
blaszanymi szyldami… Lśnią wypolerowane,
prowadzące donikąd kocie łby… Wszędzie,
tylko jakieś przepełnione samotnią milczące
symbole i gesty, tajemnicze,
nierozszyfrowane pozostałości przeszłego
życia, niczym kamienne tablice z klinowym
pismem… Wszystko wzdycha, szumi, szeleści,
przechodzi w pożodze wiatru, co niesie
pogniecione płachty gazet, tarmosi i ciska…
Dziwny majestat bije z tego miejsca, dziwna
melancholia, taka inna, odmienna niż
zwykle. Jakby przeszła przez ducha
Paryskiego splinu, Baudelaire’a, zastygłego
niepokoju…
Ściskam w dłoni zmięty kawałek kartki, coś
pisałem, co? Nie pamiętam, ponieważ
zanurzam się w zapomnieniu, tak powoli…
Jakiś nieład i zgiełk wkrada się czasami w
zmorę, mąci fakturę snu, wszystkich jego
zakamarków… Dostrzegam w kawałku rozbitej
szyby czyjąś zniszczoną twarz, milczący
wyrzut sumienia…
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-01-20)
https://www.youtube.com/watch?v=X96aLsNoaoA
Komentarze (5)
To może być, Twój najlepszy tekst, jaki czytałem.
Kondycja świata, kondycja człowieka, indywidualny byt
- świadomość, że tak naprawdę nie wiesz - czy idziesz
schodami w górę, czy w dół.
W kreację Twego świata - "trzeszczących podłóg i
mrocznych klatek schodowych"- wszedłem bez problemu.
Wiesz, urodziłem się na warszawskiej Woli i 35 lat tam
mieszkałem, to - jakbym u siebie był.
Pozdrawiam
Zaciekawiles plastycznym i dobrym przekazem. Milego
dnia. :)
Mroczna wizja opuszczonego miasta. Ożywają
wspomnienia. I znów winny człowiek. Pozdrawiam
Nieład bywa z reguły destruktywny.
"Gwiazdy spadają i płoną, wskrzeszone nagłą wyrwą w
powłoce nieba, w szczelinie powiek…"- po prostu Twój
mroczny świat mnie wciąga.