Miasto: impresja II
W zachodzącym słońcu wszystko jest
pomarańczowe, ściany kamienic, bloków,
czarny do niedawna asfalt… Ciemniejące
niebo z obwiedzionymi liliowym różem
obłokami… Przygaszone, jednokolorowe,
kładące się powoli do snu… Rozleniwienie
narasta z każdym krokiem… Chodnikowe płyty,
kocie łby… - krawężniki z równo przyciętych
fabrycznie ciosów… Szum i warkot
przejeżdżających samochodów, woniejąca
mdławo chmura spalin jakiegoś starego
pojazdu… Zgrzyt i stukot tramwajów…
autobusy… autobusy… tramwaje… - błyskające
żółtymi neonami taksówki… Hałaśliwy skuter
wiozący pizzę… Krok za krokiem… Ściany
kamienic, rzeźbione głowy lwów, bogów,
kolumnady w jońskim, korynckim stylu…
Ściany kamienic szare, obdrapane, pomazane
sprejami zapuszczone rudery… Coraz większy
mrok… Zapalają się pierwsze latarnie,
błyskające w oczy światła samochodowych
lamp… Pulsujące żółtawe, czerwone punkty…
Migoczące na niebiesko koguty wyjących
karetek sprawiają efekt stroboskopu… W
związku z tym tracę przytomność, upadając
plecami w cuchnący, zabagniony rynsztok…
Jak długo leżałem? Nie wiem… Trąca mnie w
odrętwiale stopy przepływająca obok rzeka
przechodniów… Noc. Spogląda na mnie smutna,
księżycowa twarz… Drobne krople deszczu
ściekają z samochodowych szyb, sklepowych
witryn, migających nerwowo neonów… blichtr…
Woń rozgrzanej skądś smoły miesza się z
przypalonym tłuszczem… Nieruchome,
wpatrzone w niebieskie ekrany smartfonów
twarze homo smartfonicus… Deszcz, wciąż
deszcz…
Deszcz… Coraz większy deszcz… Osacza mnie
nawała zimnych, ostrych kropel… Zacinające
smugi w żółtawym świetle ulicznych latarni,
migaczy, postojowych świateł… Sznur
stojących pojazdów, toczących się powoli
blaszanych stworów, które zmierzają gdzieś
do swoich smoczych jam - unieruchomiony
taśmociąg betonowego mechanizmu… Narasta w
moich uszach szum i szmer toczącej mnie
śmiertelnej gorączki… Pod stopami buzuje
krwiobieg, plątanina rur, uchodząca tu i
tam gorąca para… Deszcz, wciąż deszcz…
Łoskot żelaza idzie poprzez szarość mroku.
W blasku acetylenu spawacze tną żelazne
pręty w akompaniamencie warkotu ciężkiego,
gąsienicowego sprzętu… Smukły żuraw obraca
się powoli, zatrzymuje… - cofa… Wyrasta
konstrukcja z betonu i stali… Blaszane
ogrodzenie zasłania widok… W niebiosach
narasta huk odrzutowca… - cichnie…
Przerasta go szum padającego deszczu…
Unoszę twarz… Na twarzy maska klauna i
jedna łza… Wokół szum i szmer
przejeżdżających samochodów, klaksony,
pokrzykiwania… Książkowe wystawy z
uginającą półki literacką szmirą,
oceaniczne muszle, precjoza, cacka…
Kawiarnie, cuchnący klejem szewski zakład,
krawieckie poprawki, kawiarnia, księgarnia,
bar… Podążające donikąd rzesze wpatrzonych
w niebieskie ekrany homo-smartfonicus…
Urojone wizje… Przedmioty jarzą się jakimś
wewnętrznym światłem… Skąd to światło? Sen,
nie-sen… Jawa, nie-jawa? Ćwiczę zamykanie i
otwieranie powiek. Nachodzą na czoło
spienione chmury… Skłębione, nasiąknięte
chłodem, mówiące coś do nikogo sine, umarłe
widma…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-22)
https://www.youtube.com/watch?v=yLeSALiL678
Komentarze (1)
Sugestywnie- mroczne obrazy nocnego miasta potęgują
nieprzyjemne doznania.