Miasto: impresja III
Czuję, wdycham… - idę śladem twojej woni…
Długie włosy rozwiewa wiatr… Znikasz za
zakrętem nieświadoma, otulona oceanem
myśli… Feeria świateł drga i migocze,
blaski gwiazd spadają kaskadą
wodospadu…Unoszą się do nieba i znów… Tu i
tam szmery przejeżdżających samochodów,
drażniące klaksony, wycia pędzących
karetek… Zagubiłem się w nacierającym
zewsząd oceanie dźwięków… Nade mną
planety, gwiazdy, galaktyki mgławic…
Wieczór. Noc. Żółtawe światła latarni
padają koliście na chodnikowe płyty, kocie
łby, asfalt… Cienie za mną i przy mnie,
wokół rozkołysanie gałęzie nagich drzew.
Kroki i szepty, przyśpieszone oddechy… W
oddali wrzawa, echa, korowód wspomnień… Idę
teraz przez puste ulice, wypełnione jedynie
widmami snów… Jesienny wiatr wstrząsa swoim
przesyconym wilgocią chłodem… Krawężnik,
pasy, światła… Za metalowym płotem jakiś
opuszczony, maszynowy park… Podpierają się
na swoich stalowych odnóżach śpiące,
gąsienicowe stwory… To tu, to tam betonowe
walce, ziemne nasypy, głębokie rowy,
niknące w mroku pobojowisko ciężkiej pracy…
Poskręcane zbrojeniowe pręty, gruz…
Spoglądają na mnie uśmiechnięte, dziwnie
zdeformowane twarze z łopoczących plakatów…
Znowu narasta we mnie zryw melancholii,
tej, właśnie, co wtedy… Smutek i ból. Noc…
Księżyc w całym swoim majestacie oświetla
kontury przedmiotów, płaszczyzny, ściany,
witryny sklepów… W kałużach odbijają się
gwiazdy, nieskończona mnogość obcych
światów, na których wre różnobarwne życie,
bądź toną w pustyni ciszy… Złoty pył
obsypuje szczypiące oczy… Złoty pył…
Byłaś obok… Piszę twoje imię palcem po
oszronionej szybie … - twoje imię… Byłaś
obok, patrząc przeze mnie jakbym był
niewidzialny… Widziałem jak pod cieniem
rzęs spuściłaś wzrok… W zamilczeniu idę,
słyszysz jak bije moje serce? Chodnikowe
płyty, żelazna balustrada schodów, długi
ceglany mur, dudnienie stalowych kół
przejeżdżającego tramwaju, zgrzyt… Bar,
sklep z precjozami, woniejąca chlebem
piekarnia, zakład fryzjerski… ― mała
księgarnia, lecz ― zapomniałem tytułu
książki… Byłaś tu kiedyś, byliśmy razem…
Przeszło, przepadło w otchłani czasu.
Pozostało jedynie złudzenie w pustej ulicy,
gdzie wiatr porywa śmieci i sypie piaskiem
w oczy… Trącają mnie spóźnieni przechodnie
o nieustalonych rysach twarzy… Jestem tu,
lecz za chwilę mnie nie ma… Jestem lekki,
nie czując ciężaru ciała, przechodząc przez
ściany jak duch, jak wniebowzięty w takiej
nieważkości… Lecz za chwilę błąkam się
ciężko, wyrywając nogi z lepkiego błota…
Mieszają mi się obrazy, epoki, lata, jakbym
cierpiał na atrofię pamięci… Było, nie
było? Coś się wydarzyło, nie wydarzając
wcale? Koniec ulicy mgła obleka, w której
nikną wszelkie światła i cienie… Na ławkach
w parku siedzą żywi obok umarłych? Nie, to
tylko widma mojej rozgorączkowanej
wyobraźni… Wiem, że mogę płakać już tylko
we śnie…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-23)
https://www.youtube.com/watch?v=KKzMP-O3tVs
Komentarze (2)
Zawsze zatrzymujes mnie ba dluzej. Tesknota i
samitnosc, az boli. Pozdrawiam ;)
masz niesamowity dar tworzenia mrocznych klimatów. Ale
z wszystkich wierszy przebija się samotność i
tęsknota.