miłość w czasach przedkomórkowych
między nami cisza rozpylona w tęczowy
koloidalny roztwór
tęsknego dźwięku, jak taka międzymiastowa
ze Skarżyskiem
w zadeszczony październikowy spleen. ty
tam, ja tu, ja tu,
ja tu, a z nami owe impulsy, zabłąkane
gdzieś w kapryśnej
centrali telefonicznej. ebonit grzeje
prawie jak twoja pierś,
którą czuję podświadomie. chwytam się
słuchawki,
a łapię klaustrofobię, więc rozpraszam się
po życiorysach
zapisanych flamastrem na udającym drewno
drewnie.
mógłbym z nich ułożyć film i dostać Oscara
albo grypę.
więc przypuśćmy Konrad a ona Brygida. byli
tu - gdzie są?
razem? osobno? żona? puszczalska?, brutal?
mitoman?
to na nic. jej charakterystycznego "ł" już
nie pamiętam.
skrobię cierpliwe krople deszczu od spodu.
zajęte, zajęte.
zajęte jest w każde siąpiące popołudnie.
ciągnie wtedy ludzi,
by choćby szepnąć: posłuchaj, jak u mnie
też pada deszcz.
Komentarze (2)
U mnie jak pada,rynna płacze...chociaz to czasy
komórkowe.Pozdrawiam.
"posłuchaj, jak u mnie też pada deszcz" tak było, i
było bardzo pięknie :-)