Miłość na zawsze.
4 U
Marzyłam o jednym Jego uśmiechu...
Aż pewnego dnia
uśmiechnął się do mnie...
Zauważyłam ten gest
choć szłam w wielkim pośpiechu.
Zrobił to niemal niewidzialnie
tajemniczo i skromnie.
Byłam w siódmym niebie
przez cały ten dzień,
chciałam spotykać Go codziennie...
Długo Go nie widziałam
aż pewnego dnia Jego cień
spoczął na mnie...
Siedziałam wtedy w parku
robiło się jesiennie...
Spytał czy może usiąść,
cóż to za pytanie?...
Zgodziłam się rzecz jasna
i spuściłam wzrok.
W tej chwili pomyślałam
że zaraz wstanie
i odejdzie.
Zrobił tak,
lecz nie odszedł.
Zrobił tylko krok.
Rozmawialiśmy dość długo
w parku na tej ławce.
Czas mijał powoli
jakby się zatrzymał.
Czułam się wtedy
jak na uczuć chuśtawce,
On chciał coś powiedzieć
ale się powstrzymał.
Nasza znajomość
tak właśnie się zaczęła...
Były długie rozstania
miłe przywitania
kłótnie
w których nasza przyjaźń się
wstrząsnęła...
Na ogół były to jednak
cudowne spotkania.
Nigdy ich nie zapomnę!
Tak kiedyś myślałam,
teraz Go tylko wspomnę
bo...
wiem, że tylko trochę Go pokochałam.
Wydała się o Nim prawda okrutna.
Dlaczego wcześniej
nie powiedział mi tego?
Wiedząc o tym
byłam bardzo smutna.
Teraz też jestem.
Nie myślałam nigdy
że mógłby zrobić coś złego...
Nie widziałam Go trzy lata
spotkałam Go przypadkiem.
Odżyły wspomnienia.
Ja Mu wybaczyłam.
On nie patrzył mi w oczy
spoglądał ukradkiem
a ja wiedziałam dlaczego
i twarz w dłoniach skryłam.
On przytulił mnie tak mocno
jakby nie chciał mnie już stracić.
Ja wtedy powiedziałam
tylko jedno zdanie,
że chciałabym umrzeć
już w Jego ramionach
i żadnej innej twarzy
nigdy nie zobaczyć.
I być już z Nim
na zawsze
tak blisko jak teraz
bez względu na to
co się dalej stanie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.