Modlitwa skazańca
Panie...
którego spojrzenie przeszywa mnie
jestem...
Panie...
wołałeś, chciałeś, bym przyszedł
jestem...
Panie...
pozwól odejść, zniknąc w cieniu
błagam Cię, ja Twój prosty sługa
to me ręce budowały wieże losu
na mych barkach kładłeś tonu lat
bezlitośnie prowadziłeś do przodu
Panie...
ma droga była kręta i strona
dzięki Twej sile zdobywam szczyty
teraz już wiem kim jestem
odnalazłem swe przeznaczenie
wizja młodej wiedźmy niesie me jutro?
Panie...
nie pozwól jej na kłamstwo
niech szczerość zagości w mym domu
jeden gest otworzy drzwi
wydany zostanie wyrok
będę mu posłuszny
podłorzę głowę pod topór
rozkażę katu uderzyć
Panie...
spotkamy się w Twym królestwie
lecz nim wydam ostatnie tchnienie
zamin ogarnie mnie nieznane
rozkaż wiedźmie przemówić
Podnieśmy kielich goryczy. Wypijmy za dzień ktorego nie było Niech smak napoju ogrzeje duszę Wzrok spojrzy w nieznane oczy Ostatnie tchnienie rozpaczy Zaleje łazami morze niebian
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.