Mój coaching codzienny, cz. 2
lub: Wiersze ponurego Dziadosza pisane nocą
bez metafor:
zdarzył się cud
oto dziadosz
palący
pijący
przesycony zbyt ambitnym kinem
zbyt ambitną literaturą
jazzem
obrazami malczewskiego
i po niemal dwunastu godzinach
pracy
postanowił
pobiegać
to nie było proste
wpierw wstyd
przełamać trzeba
i wcisnąć piwny
brzuszek w cholernie niepoważne
legginsy (zawsze
chciałem użyć w wierszu tego słowa)
(chociaż w nieco innym kontekście)
potem wpłynąć na asfaltowego przestwór
oceanu
z jednym tylko celem:
przekonać mijanych
że czynność biegania
ani trochę
ani ciut ciut
mnie nie męczy
o dziwo poszło
zadziwiająco łatwo nawet
nie wiem kiedy minęły
te trzy kilometry
a minęły bez
zadyszki
zniechęcenia
bólu ponad miarę
trzy kilometry wystarczyły
by zacząć snuć odważne plany:
jutro cztery
za tydzień siedem
za rok dwadzieścia
aż wreszcie wbiegnę
na szczyt szczytów
wypnę się i krzyknę:
możecie mnie pocałować
o ile dosięgniecie
(nie wiedziałem do jakich
wiekopomnych czynów mogą
zmotywować
dobrze dobrana playlista
i praca
której nienawidzę)
Część pierwszą Szanowny Czytelnik odnajdzie tutaj: http://wiersze.kobieta.pl/wiersze/moj-coaching-codzien ny-524798
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.