Mortem Ethera
Wilki... tylko wilki...
Rozrywam pierścienie, związanych
wydarzeń,
Krwią okrąg nakreślam, w kręgu szeptów
cichych,
Kłębią się zdarzenia, wygasłe sny
marzeń,
Zbliż się szepcąc sercem, nikt nas nie
usłyszy.
Kolejny dzień gasi blask świata
chwilowy,
Kolejne spojrzenia w niebo ktoś kieruje,
Festiwal bóstw Ziemi, zacznie się od
nowa,
Magiczny choć magii, już nikt weń nie
czuje.
Razi stopy Ziemia, tu słońce nie płacze,
Przenikam las zdarzeń, szukam ich wśród
liści,
Niczym starzec ślepy, wierzę, że
zobacze,
Tych słów przepowiednie, której nikt nie
ziści.
Ujrzałem go, dumny, potężny, wspaniały,
Smutny jednocześnie, pieśń kierował
niebu,
A drzewa i lasy wokół z nim śpiewały,
Żałobnie i smutno, choć bez krwi
rozlewu.
Tyle w tym potęgi, tyle łez w tym było,
Pieśni dźwięki przestrzeń, wokół
rozrywały,
I gdy się niebo, chmurami zaćmiło,
On wyć dumnie przestał, drzewa wciąż
płakały.
Wędrowała ścieżką, nieznaną słów
światom,
Cudowna, jedyna, jak kryształ
błyszcząca,
Tryliony są ścieżek, lecz trafiła na tą,
Krocząc niczym bóstwo, ścieżką tą bez
końca.
Kreowała wszechświat, umiejąc czas
wstrzymać,
Była panią chwili, chwilą była świata,
Jedna pośród wielu, z tak wielu jedyna,
Nie sposób opisać, jej słowem wariata.
Magiczne w niej było, że swą drogę
znała,
Krok za krokiem pijąc, ze śmierci
kielicha
I choć szła przez otchłań, co końca nie
miała,
Istota jak ona, nigdy nie usycha.
Spotkali się w ciszy, czasu pozbawionej,
Której próżno szukać, w zwykłych światach
co dzień,
Ona doń podeszła, on stanął koło niej,
I choć serca inne, wokół ten sam ogień.
Chciałbym być ci bliski, chciałbym być twym
cieniem,
Serca rwym korzeniem, kochającym
wszędzie,
Twym światła rycerzem, wieczornym
zaćmieniem,
Chciałbym być tym wszystkim, lecz nigdy nie
będę.
Uśmiechem stopiła, łańcuch codzienności,
Jak przyszła, zniknęła, cud choć cudny,
mija,
A wokół wciąż tliły się ognie miłości,
Z serca jego nie zniknie, już nigdy ta
chwila.
Gdy poznał coś, czego poznać nie wolno..
Komentarze (4)
Ja też nie żałuję.
Którys z poprzednich wierszy porównałem do obrazu
Witkacego.
Ten wiersz z kolei to Beksiński w okresie remisji
depresji ( o ile na nią cierpiał ).
Słow Cię unoszą, Motyw przewodni będący szkieletem
wiersza wywodzi się z podświadomości, która przejąwszy
dominację nad utworem czuwa nad zwartością wątku. Na
to nakłada się psychomaniakalne słownictwo - genialne
( to mało powiedziane ) w swym słowotoku.
Znakomicie utrzymany rytm, z wprost śpiewającą znowu
znakomitą średniówką.
Przy tak doskonałym talencie rymy gramatyczne wogóle
tu nie rażą, zresztą przy takich skojarzeniach wogóle
nie wolno się ich czepiać.
dobry, trochę przegadany, rymy świetne!
ładny, dobrze dobrane rymy, choć nie łatwe-i do końca
z wątkiem
Ufff dobrnełam do końca ale nie załuje:) podziwiam bo
chyba trzeba mieć otwarty umysł i wiele wyobrazni zeby
napisac takie słowa:)