Motyle moje...
Gdy dzieckiem byłam...
uganiałam się za marzeniami
Rosły wraz ze mną, większe, piękniejsze
Motyle niesione westchnieniami
Dotykały nieba błękitnego
i nieśmiało drżały oczekując
na spełnienie chociażby jednego
W ekstatycznym tańcu wirujące
wreszcie czuły,że ten czas się zbliża
Moje motyle-marzeń tysiące...
Twymi eksponatami się stały
Zamknięte w zimnym, sterylnym słoju
z braku powietrza poumierały
...podobno były zbyt unikatowe by żyć
Komentarze (31)
Dziękuję kochani za komentarze:)))
O motylach można pisać i pisać,ale zaskoczyłaś mnie
...dla mnie zawsze były symbolem rodzącej się
miłości,a tu tak smutno chociaż podoba mi się wiesz
ładne wprowadzenie i zaskakujące, chociaż bardzo
smutne, zakończenie
Wierz dalej w siebie i spełniaj swoje marzenia.Zyczę
wiele radości.
Dzięki Oskar. Już mam nowe, piękniejsze. Pozdrawiam
cieplutko:)
Bestia wprost i despota. Zabrał Ci marzenia. Odbierz,
wyrwij mu z gardła. Są Twoje! Świetny wiersz.
Pozdrawiam.:)
Na szczęście! :)
Zosiaku,już wychodzi słońce...Pozdrawiam:)
Podoba mi się, choć dużo w nim smutku.
Pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo Alfonso. Bardzo sobie cenię Twoje
zdanie...Pozdrawiam cieplutko:)
fantastyczne!
ciekawy wiersz-pozdrawiam
Dziękuję Kazap i Elka. Cieszę się że czasem do mnie
wpadacie:)Pozdrawiam kochani
delikatnie i płynnie pomimo smutku
otwierasz oczy w nowe
pozdrawiam
:)))) ciekawie