Mural - ósme życie kota
Mural - ósme życie kota
Mural - ósme życie kota
Może gdyby nie był tłem? Ale był. Wielki i
czarny niby noc. Wyglądali przy nim jak
para skrzatów - on z długą, siwą brodą i
pejsami, ona w czerwonej szpiczastej
czapce, a mimo to niższa o głowę.
Może gdyby nie był czarny? Czarne ponoć
przynoszą pecha, ale przecież to oni
przecieli mu drogę swoim powolnym marszem
nie wzruszając nawet sierści. A jednak Złe
otworzyło oko. Przeciągnęło się z warkotem
silnika i sześćset koni mechanicznych w
dzikim galopie wtargnęło na chodnik,
wyrzucając do góry i kobietę i mężczyznę,
by zaraz zniknąć za rogiem, na jednej z
wielu asfaltowych łąk, koszonych pędem
muskającej je gumy i przepychanego ze
świstem powietrza.
Tymczasem para zdążyła już opaść i teraz z
odległości kilku dobrych metrów krzyżowały
się ze sobą ich puste spojrzenia, a
niedokończone myśli uleciały do specjalnie
dla nich wymyślonej przestrzeni, gdzie będą
wirowały bez końca, bo co ma początek -
trwa wiecznie, nawet jeśli wszyscy wiedzą
inaczej.
Kobieta myślała o parasolce, której nie
zabrała pomimo ostrzeżeń synoptyków,
mężczyzna o dziurze znajdującej się
dokładnie pośrodku podeszwy prawego buta
przez którą przedostatnie się woda o ile
doleci do chodnika, a doleci na pewno. To
tylko kwestia czasu. Do domu daleko. Kilka
przecznic. Oczywiście mogliby podjechać
jednym z miejskich autobusów, ale nie mieli
na bilet. A jechać na gapę w ich wieku...
raczej nie wypada.
Szli więc zupełnie nie myśląc o locie. Z
Mickiewicza skręcili w Prusa. Przed nimi
skrzyła się milionami watów całkiem nowa
galeria. Za nimi czarny kot mrużył ślepia
jakby nie chciał patrzeć na to co dalej. A
dalej było już tylko to miejsce w które
odchodzą czasem i koty i ludzie. I psy. I
co tam jeszcze chodzi po tym świecie. Nim
omsknie się grunt. Zgaśnie światło. I
wszyscy o tym wiedzą, ale jakoś nikt nie
chce pamiętać. Bo jednak żal. Jak słońca,
gdy chmury wiszą nad miastem wysiadując
deszcz. Niechby już spadł. Niechby już
spadł! Do rana otrząsnę się z kropel j
przetrawię sen o dwojgu przechodniach i
myszy... namalowanej poza zasięgiem moich
pazurów.
Komentarze (16)
Świetny monolog...
Sky is no limit :) Pozdrawiam serdecznie :)
no faktycznie myszy tu nie ma
a
tylko ten maleńki chochlik:
"rana otrząsnę się z kropel j przetrawię sen o "
'drapn ij'
Wszystkim pięknie dziękuję.
Pozdrawiam :)
Mało komu uśmiecha się nie dostać do wieczności ;)
Tymczasem...
Pozdrawiam :)
Wielowymiarowo. Bardzo dobra proza. Tylko odrobinę za
słabo emocji dotyka.
Bardzo ciekawie, czasem czekanie na deszcz, jest
gorsze od samego deszczu,
a czarny kot, nawet z muralu może przynieść pecha,
choć kiedyś miałam czarnego kota i to był dobry okres
w moim życiu.
Pozdrawiam doskonałą Poetkę, Ewę, która jest z poezją
za pan brat od lat, a debiutowała już jako
19 - to latka.
Kłaniam się :)
Bardzo się podoba:)
Pozdrawiam:)
ciekawy tekst.
Jerzy - dlaczemu? :(
Kroplo,krzemanko, Nel-ko, Asie, JoViSkO - pięknie
dziękuję. Pozdrawiam.
Fantastyczny tekst z głęboką refleksją o tym co dalej
gdy zgaśnie światło...świetnie piszesz...
Pozdrawiam :)
fajne :)
wolę jednak nie Pisarkę, ale Poetkę Ewę;
serdecznie pozdrawiam :)
Bardzo mi się podoba:)
Bardzo ciekawie opisany wypadek (z pozycji kota na
muralu). Czy zamiast "j" w trzecim wersie od dołu nie
miało być "i"? Miłego wieczoru Daisy:)