Na przekór zimie
Nie chcę być natrętną muchą,
co wciąż brzęczy, kto ją słucha.
Ni widliszkiem co wciąż kłuje,
bada krew, czy mu smakuje.
Jeśli już, to być motylem,
przysiąść sobie, ot na chwilę,
porozglądać się ciekawie,
słuchać, co tam piszczy w trawie.
Strzepnąć pyłek, wytrzeć stópki,
mój świat piękny, choć malutki.
Same barwy i zapachy,
czasem ubaw, aż po pachy.
Bo motyle mogą wiele,
gdy fruwają, coraz śmielej,
wchodzą w związki i relacje,
przecież mamy demokrację.
Motyl czasem jest niestały,
czasem śmieszny, lecz wspaniały.
Ma dwa skrzydła barwy tęczy,
co przy locie cicho dźwięczą.
Oczka sprytne, nóżki zgrabne,
no, powiedzcie niezabawne?
A ta trąbka, co się zwija,
i nektarek z głębi spija...
Gdy odlecą, gdzieś w nieznane,
serio mówię”przechlapane”.
Komentarze (8)
Motyle sa sliczne, ale nie wiem dlaczego nie lubie,
gdy mi na ramieniu siadaja :) Pozdrawiam, sliczny
wierszyk.
Przysiądę tu po cichutku jak motylek:)..bo wiem,że
zawsze dobra i ciepła poezja czeka:)..M.
świetny z humorem , super się czyta :)
czy to aby na pewno fantazja czy uczucie ...dla motyle
zawsze kojarzyły się z pięknem i...u ciebie humor
wieńczy dzieło....pozdrawiam...
oj fryzjereczko, motyle w brzuchu też tematu deczko, u
Ciebie zawsze miło, warto tu zaglądać.
Ty potrafisz cieszyć się swoim światem, a to duża
sztuka.
niezła rymowanka z humorem..
Miły wiersz, pachnie latem, łąką. Potrzebny, by choć
przez chwilę zapomnieć o mroźnej zimie. Przysłowiowy
motylek, przenosi się z kwiatka na kwiatek.
Przyjemniejszy od natretnej muchy. Bardzo przyjemna
lektóra. Pozdrawiam serdecznie.