Na psychicznym skraju
Uznałam, że czas na prawdę, na tę gorszą stronę mojego życia, jakże realnego. Na szczęście staram się by ta 'zła' część zajmowała malutko procent, czasem jednak się nie da..musiałam wypluć tę truciznę.
Ja- w opanowaniu
wrzaski jak miecze przeszywają mnie od
wewnątrz,
milczę,
chcę być silna,
udaję, że nic nie ma,
że nie ma psychicznego problemu.
Nie prawda.
Wciąż milczę,
krzyczę przez te literki.
W ścianach kruchych jak ciastko
szał,
złe emocje wyzwalane,
amok,
słowa jak noże
wbijają w siebie.
Ja-chowam smutek,
współuzależniona, jestem niewinna,
opanowana.
Ta, która przyjęła radość
nawiedza wewnątrz ból.
Często się rodzi,
ale przygniatany codziennym szczęściem,
jednak niezwalczonyna zawsze.
Powykrzywiane twarze,
łzy,
płaszcz naiwności.
Ja i mój idiotyczny śmiech,
my maltretowani jakby psychicznie.
Mam dość.
Nie mówię.
Żyjąc jakby nic się nie działo,
mimo wszytsko wiem co to radość,
choć umiejętnie ją depczą.
Ja też depczę.
Tę patologię,
mój smutek.
Nie płaczę,
słaba walczę.
Mogło być gorzej.
Kończę z naiwnym uśmiechem w
przesiąkniętych nienawiścią kruchych
ścianach.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.