Na szczycie
To była ta ostatnia godzina,
którą wybił mi zegar na szczycie góry.
Nie mogłem spoglądać w dół...
I tak nic bym tam nie zobaczył.
Stoję w miejscu mego rodu,
mej pierwszej rodziny.
Dziedzictwo krwi... to jest mi dane,
nikt temu nie zaprzeczy.
Zostałem wychowany w dobrej wierze,
w takiej też pozostanę.
Prawdą jest natomiast, że splątany w
problemach
dnia powszedniego próbuję się wydostać z
wielkiego muru,
który otacza mój mały świat.
Zaiste bowiem krążą myśli człowiekowi,
który odcięty totalnie od społeczności,
zaczyna dostrzegać plany niewidoczne dla
ludzkiego oka.
Ta bowiem mistyczna wizja apokaliptycznego
sensu życia i smierci,
okala mą duszę natchnieniem i potęgą
miłości.
Pesymistyczne, mroczne i bezbrawne
pragnienie wieczności,
przyćmiewa moje dotychczasowe
zamierzenia...
Jakże radosna jest pieśń,
iż zostało mi tak wiele czasu na
dopełnienie wszelkich obowiązków.
Zaprawdę powiadam wam, że mamy tyle do
zrobienia za życia,
godnym uwagi faktem jest nasza stabilność
umysłów.
Poniekąd raczą one nas spychać na wody
nieznane,
których biedni żeglarze raczyli
doświadczyć.
Ostatni będą pierwszymi,
tyle razy już to słyszałem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.