Namiętność...
...opowiadanie o złudnych marzeniach... które czasem strasznie bolą...
Marzeniem rozpoczynała każdy dzień. Modliła
się o cichy szept porannego wiatru.
Otwierając oczy szukała tego, który
zostawił ją tej nocy. Gdy płakała tuliło ją
słońce, które starało się oddać jej
najwięcej ciepła. Przypominając sobie
wszystkie namiętne noce z Nim spędzone,
rozłożyła skrzydła, szepcząc: "Żegnaj
kochany...". Wiedziała, że kiedyś się to
stanie, że to o czym nie chciała myśleć
przyjdzie jak słońce po burzy każdego lata.
Nie rozumiała kiedy mówił jej: "To już
ostatni raz...".Teraz stojąc w oknie
swojego gniazdka nie wiedziała gdzie iść.
Czuła strach i lęk, który bezpowrotnie
wracał. Składała skrawki tamtej nocy. Czuła
jego dotyk na swojej skórze, jego gorący
oddech i w jednej chwili poczuła
bezradność, coś w jej życiu skończyło się i
nie wrócą chwile stracone dzisiejszej
nocy... Otworzyła oczy, zobaczyła swego
śpiącego, namiętnego kochanka...
Zapłakała...
Zrozumiała..., że to sen...
sen, który kiedyś się ziści.
...

!OpTyMiStKa!

Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.