Narodowiec
W zgrabnym szeregu maszerują.
Wzniosłe okrzyki, zaciśnięte pięści.
Jak rój pszczół nad śródpolną lipą, odwagę
zbierają.
Ulica łąkę latem przypomina, gdzie rumianki
i maki obrodziły.
Serca niczym gniazda ptasie, uwite z
wątpliwości, trwogi i gniewu.
Kukułka płocha i podstępna podrzuciła
zalążek nienawiści.
Pielęgnują pisklę troskliwie i karmią
solidną porcją patriotyzmu.
Gdy pierwszy grom z nieba uderza, gdy
pierwsza rana obficie krwawi,
blednie czerwień, żółknie biel.
Czymże są najwznioślejsze słowa, czym
gromkie okrzyki bez wiary i czynu ?
Po cóż przywdziewać oręż gdy na wojnę nie
spieszno ?
Niczym Koloseum przybiera rozrywki posmak,
tak ulica w cyrk się zamienia.
Parodia odwagi maluje łzy na twarzach
gawiedzi.
Stado krów pokornie powraca na domowe
pastwiska.
Nie podołasz niedźwiedziowi gałązką
leszczyny i srogą miną.
Nie szuka poklasku i chwały ten, kto
zwycięstwa zapragnął.
Jak pies zdziczały w niewoli łańcucha, nie
szczeka by go wszyscy usłyszeli.
Działa taki z prawdziwości, poświatą
autentyzmu iluminuje.
Mądrością cisza, głupotą krzyk.

Monika...


Komentarze (1)
pozdrawiam:)