A nazwij se to jak chcesz...
"...być może wciąż za mało wiem... o tym, co najważniejsze jest, a może mam za mało lat... być może wciąż za dużo chcę, zachłanność ma przeraża Cię..." [A.L.]
...sączysz powoli naiwną ufność
by snom przywrócić każde cierpienie...
...wypluwać pragnę każde złe myśli- byś
krztusił się okruchem nienawiści.
I co dzień, gdy w lustro spoglądam śmiele,
dostrzegam skazy- przez Ciebie- na ciele.
Po, co to było?! Po, co no szczerze... i
tak nie zrozumiesz. I ja, w to nie wierze.
Jestem tylko sprzecznością... głupią
podłością, niezrozumieniem.
Niewykształconym oślim cieniem. A mimo to
kiedyś byłam dla Ciebie, najjaśniejszą
gwiazdą na niebie. Najszczerszym złotem, i
światem całym. Pragnieniem ogromnym, i
skarbem nie małym... jeśli chcesz miej mnie
za cudowną taką... albo równie dobrze
nazywaj mnie wariatką, nienormalną... bo
choćbyś mnie pytał... i tak Ci nie
powiem... dlaczego... nieraz płaczę... i
marzę o śmierci... a jednocześnie kocham
żyć... dlaczego biegnę przez mrok... ze
sztyletem w dłoniach, co jak mówiłeś
najdelikatniejsze jakie znają ludzkie
oczy... i chodzę nocą po oświetlonym
zniczami cmentarzu... westchnień...
krwawych wirażów... i te łzy... znów
smutnym rytmem spływają po moich
polikach... chcę tylko Twego uśmiechu...
szczęścia na każdą chwilę... tym żyję. A
mówiłeś, że jesteśmy tak silni, że wszystko
przetrwamy... więc czemu jestem...
istnieniem, samym... przyjaciół tak
wiele... a ile zostawi? Bo będę zbyt inna-
niż mnie opisali... znów nie wiem, co
zrobić... i siedzę pod ścianą. Mam ochotę
zabić... moją myśl, pijaną... i gdybyś był
tutaj... to tak by nie było. Nie winię Cię
o nic, i nie błagam... tylko czy sam z
siebie nie mógłbyś czasem może zwrócić na
mnie uwagę i pomóc mi wstać... przecież tak
wiele znaczyłam. Albo choć rozdeptać
mógłbyś jeszcze bardziej... okłamać...
proszę Cię... daj mi szczyptę radości,
przecież to dla Ciebie nie wiele... i
spróbuj mnie zrozumieć. Spróbuj. Wiem, że
błądzę. Ale chyba muszę, co dzień umierać
byś mógł mnie dostrzegać... Krzywda... Jak
ja, bym chciała umieć ją zwalczyć. Nie
krzywdzić. Nie być pieprzoną egoistką...
innym nieść radość, taką jaką wnosiłeś do
mego świata każdego dnia... Dlaczego więc
ja, i Ty? Dlaczego wspólne marzenia? Te tak
podobne sny... identyczne słowa, w jednym
momencie. Czytanie w myślach. Wspólne
przedsięwzięcie... I te identyczne
zachowanie... wciąż istnieje, to we mnie,
mimo, że to jak liść na wietrze... jak
dookoła denną jest przestrzeń... a Ty, znów
centymetr po centymetrze, odbierasz mi
nadzieję, którą kiedyś ofiarowywałeś w
nadmiarze. A może ja, sama to robię... sama
odbieram sobie... każdego dnia... każdego,
bez Ciebie tak tu pusto... i jeszcze te
lustro, w którym zamiast siebie, widzę
Ciebie... przeszywający mnie
traumatofobizm... ile mam krzyczeć, że brak
mi już sił?! Widzę w sobie, części Twoje...
znów zatapiam się w agonii... gdzie
odszedłeś? Szczęście moje... idę po Twoich
śladach... choć czas je zamazał
dokładnie... idę choć wiem złą drogą... [a
dla mnie to idealnie?!] to nic, że gubię
się stale... że nie wiem właściwie,
którędy... każdy ma przecież prawo
popełniać niejakie błędy... często płaczę.
A Ty, kłamstwami nie uleczysz mi duszy...
ja, tęsknię... tęsknotą jestem... lecz to
już Cię nie poruszy. Pragnę... lecz tak z
oddali, mając nadzieję, że to Nas spali...
a może lepiej powiedzieć, że nic. Niczego
nie chcę. Nic nie czuję. Nie potrzebuję...
Bo tak będzie lepiej, bo tak będzie
fajniej?! I tak nie zrozumiesz... a mi zbyt
trudno wyrazić z siebie to... wszystko, co
może Tobie przyszłoby z łatwością... pod
skórą gdzieś, chowam lęk kolejny...
Nienawidzę Cię. To nic, że nie rozumiesz
niczego... wciąż podcinam nadgarstki... by
wylać krew Twoją, która kiedyś łączyła się
z moją... bo jesteś we mnie... bo nadal
jesteś... i jak bardzo pragnę byś nadal
był... i nienawidzę Cię, i wylewam ją...
tak majestatycznie spływającą po dłoni...
na kaflach... ślady tylko i... i kocham
tak... Nie wiesz jak wewnątrz cała drżę...
‘a gdy cięciem uwolnię krople
krwi’, nikt nie uronisz łzy’...
to boli. Nie mniej niż Ty. Ale dla
Ciebie... po całości... żebyś wiedział...
żebyś widział, że... Tobie, tylko...
nienawidzę siebie, bo jesteś częścią mnie.
Nienawidzę za wszystko... i kocham za
więcej niż wszystko... i za nic... i wciąż
nadaremnie biegnę do przodu, bo swym
wołaniem i tak mnie przywołasz... I chyba
tego pragnę.
_________
A właśnie, to, kiedy Ty, przyjdziesz,
z mych oczu łzy płynąć przestaną…
Scałujesz wszystek tęsknoty,
i znowu będę kochaną...
Gdy Ciebie, wśród ciszy usłyszę,
to serce me zadrży radośniej…
i pewnie Twój dotyk wystarczy,
by w życiu znów było…
Radośniej?
...i choćbyś ‘te słowa’
napisał.
Cudownie, Twą dłonią pisane…
To w moje serduszko już nigdy,
nie wejdzie ten piękny zamęt?...
...i nawet nie wiesz jak pragnę czasem
uciec od myśli dających nadzieję...

KfiAtUsZeK




Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.