Niby pożar
z cyklu: dziecięce zabawy...
wieczór był piękny, wprost wymarzony
księżyc wesoło świecił
w rytmie walczyka podskakiwała
biała i piękna cisza
w rogu ulicy obok śmietnika
słychać ciuchutkie łkanie
któż śmiał zakłócić magię tej nocy
takim okropnym szlochaniem?
nagle w oddali mrugają światła
z coraz to większą mocą
niebieska czerwień, czerwony błękit
zdaje się być znajomy
wnet się rozlega pianie kogutów
tak przeraźliwe i głośne
malutka postać ta zza śmietnika
biegnie wprost na ulicę
warkocz ogniowy ciska iskrami
na wszystkie cztery strony
łapcie go, łapcie! krzyczą zebrani
wokół płonących domów
strażak, policjant a także cywil
biegną wspólnie za sprawcą
wnet dobiegają i zatrzymują
siedmioletniego chłopca...
płoną mieszkania, tli się iskierka
wynoszą martwe ciała
rączka kurczowo trzyma zapałki
buzia w strachu zbielała
czy się przyznajesz? czy podpaliłeś ?
padają pytań serie
nie prosze pana, ja się bawiłem
w ogień i konsekwencje
Komentarze (7)
Też uważam, że temat ładnie zamknięty w ostatnich
wersach. Pozdrawiam :)
zapałki w ręku dziecka = pożar, oby w realu nie
zdarzały się takie przypadki...
Jestem mile zaskoczona. Dużo słów, ale czyta się
płynnie. Masz swój styl, piszesz konsekwentnie.
Pozdrawiam ciepło :)
ciekawy wiersz przypomniał mnie zdarzenie autentyczne
synek moich sąsiadów właśnie tak podpalił swój dom
miał 5 lat
pozdrawiam serdecznie:-)
Ciekawy i pouczający wiersz:)
Musze powiedziec ze zaciekawilo mnie dokad z tematem
pojedziesz/ lubie byc mile zaskakiwana/ ladnie
wykorzystalas pomysl/ bardzo podkreslajacy koncowy
wers/
Świetny styl. Gratuluję.