Niby zabawny niewiersz z wierszem.
Rzecz dzieje się w pracy.
Koniec zmiany. Udaję się już rozluźnionym
krokiem na szatnię, aby przeobrazić się w
człowieka normalnego, takiego od zakupów,
telewizora z kapciami i innych takich.
Rzekłbym, że niczym z poczwarki w motyla,
ale poczwarki żal troszkę, a i motyl taki
nie tego, więc dam sobie spokój.
Staję sobie w swoim miejscu i zaczynam się
powolutku rozbierać, acz na pełnej
koncentracji, gdyż zdarzyło się w roboczych
butach do domu jechać. Jak widać skupionym
trzeba być do końca.
Słyszę wchodzących ludzi. Nowi, młodzi,
pełni zapału i...no może z tym zapałem
przegiąłem... Jeszcze raz cholera.
Słyszę wchodzących ludzi. Nowi, młodzi,
życie przed nimi jak to się mówi.
Nowy XX, tak go będę zwał ze względu na
RODO i inne takie wynalazki, rozmawia z
YY(RODO and ble ble ble).
XX: Muszę coś takiego kupić do samochodu,
jak to się nazywało-hmmm...Z zapalaniem coś
takiego...
Przebiera się i myśli- swoją drogą niezła
podzielność uwagi.
YY: Ale co? Do odpalania? Samochodu?
XX: No tak, na allegro szukałem tego nawet.
Isofix czy jakoś...Nie to z fotelikami coś
było.
YY: To foteliki no.
Oczywiście pomiędzy pojawiają się różne
takie, których cytować tu nie wypada, a i
nic ciekawego nie wniosą.
XX: Jak to było...
No i tak myślą, czaszkują i maltretują te
swoje zwoje mózgowe, aż człowiekowi żal się
zrobiło i postanowił wspomóc wiedzą
chłopaków.
Rzucam zza wieszaków(gdzie już jestem w
połowie człowiekiem) zaklęcie, które(jak
się potem okazało) zmieniło całkowicie
rzeczywistość.
Bendiks.
I zapadła cisza. Normalnie czuję jak
zastygli. Zasłabli czy co? Bać się już
zaczynam i prawie wyszedłem rzucić okiem na
nich.
XX: Słyszałeś? Kto to powiedział?
Ufff... Żyją i mają się dobrze.
YY: No ty.
Nie do końca dobrze jednak.
XX: Jak ja? To gdzieś stamtąd.
I tu wskazuje zapewne kierunek, czego nie
widzę, acz się domyślam, że strzelił
paluchem gdzieś tam w moją stronę.
Oczywiście milczę. Bardzo mnie zaciekawił
dalszy rozwój wypadków.
YY: No jak nie ty? Przecież widziałem.
Tu to mnie normalnie zastrzelił i zaczynam
już łzawić powoli, ale mężnie zaciskam usta
i cicho sza.
XX: Ale to stamtąd było.
Mniej pewnie to zabrzmiało.
YY: No coś ty...Przecież widziałem.
XX: Aaaa... To musiało mi się
przypomnieć.
No i umarłem w tym momencie :D
Chłopaki szczęśliwe, przebrane i zadowolone
z siebie opuszczają szatnię zostawiając
mnie całego załzawionego i prawie leżącego
na posadzce. Sytuacja mnie rozbroiła i
doprowadziła do łez. Zawsze, gdy sobie ją
przypominam normalnie składam się w pół.
czasami tak bywa
że myśl gdzieś ucieka
a umysł coś skrywa
i niemoc jest wielka
lecz nic to, nie stękaj
ty nie trać nadziei
w te głosy się wsłuchaj
z sąsiedniej alei
Z życia wzięte. Na prawdę nie mogłem się oprzeć sytuacji i zachować jej dla siebie. Oczywiście starałem się ją najwierniej odwzorować oraz częściowo chociaż zawierszować ;) Za formę
Komentarze (17)
no bo kto sie zna na "bendiksach", nazwa jak zza
swiatow, to wierzyc sie niechce, ze czlowiek im
podpowiedzial ;)))
Dobre.
Pozdro.
Fajna historyjka życiem pisana:)
Pozdrawiam:)
Witaj Wilku:)
Jako,że z zawodu jestem mechanikiem samochodowym to
przyznam,że podobnych sytuacji miałem niemało.I to nie
tylko w pracy:)
Pozdrawiam:)
Rozśmieszyłeś mnie do łez :))
Przyszłość narodu...
Pozdrawiam :)
Zabawnie. Czytalam z przyjemnoscia.
Pozdrawiam:)
Przekaz w tonie dobrego humoru,którego przecież nigdy
nie za mało.
Pozdrawiam.
Marek
11-te, Nie podsłuchuj. ;)
Z przyjemnością przeczytałem. :)
Życie potrafi napisać ciekawe scenariusze, trzeba
tylko wiedzieć gdzie i kiedy się znaleźć
za zielonąDaną; długi tekst, ale warto było*
pozdrawiam
Najlepsze kabarety pisze życie :))
Fajna historia :)
:)
przez siłę wyobraźni
każdy się czasem zbłaźni
/naprawdę/
Takie czasy...cóż zrobisz jak nic nie zrobisz mawia
mój znajomy
Pozdrawiam :)
Za Anną - zabawna sytuacja
Pozdrawiam :)
rzeczywiście zabawna sytuacja.