Niebozgon
wychodzę chwilę po dwudziestej trzeciej
zostawiam pod paznokciami obcego mężczyzny
ciebie - czarny, gorący koralik
kobietę ze szkła i pulsu
z góry, kamiennym bielmem
zerka satelita. tarcza odbija zimne światło
jest ślisko i odnoszę wrażenie, że po ulicy
płynie prąd, gdzieś musi być przebicie
wypluwam przechodnią śmierć, pocisk z
papieru
drży w nim próbka człowieka
strzępki włosów, skóra, usta wykrzywione w
grymasie
nie zapijam by wyrosło to - to w kimś innym
może uda się wrócić
w końcu to tylko świat, sen niewidomego o
kolorach
czego tu się bać? na dobrą sprawę
wszystko powstało z jednej skały
- nie wiem, panie
ale tam pod ziemią było kiedyś miasto
dużo ludzi
mieli nawet poetę. dużo pił, powiesił się
- mówi staruszka
gdy pytam o drogę do domu
2011/ 2017 r.
Komentarze (4)
mimo lat i mimo tego co przeczytałem w życiu chyba
jestem ciut za głupi ;(
nie chcę komentować, ale w tym coś jest
Oczywiście że w różnych. Polipoetyzm. Pozdrawiam.
Bardzo fajnie napisane, widzę, że w różnych
miejscach wiersze publikujesz.
Pozdrawiam :)