Nienawiść
Gdy tylko dobrze mi szło,
gdy wiatr szczęścia w żagle mi dmuchał.
Zawsze przy mnie byli.
lecz gdy noga potknęła się mi,
Piaskiem obłudy w oczy dostałem,
upadłem, przytomność straciłem,
Lecz gdy się ocknąłem zobaczyłem gdzie tak
naprawdę żyję.
W fabryce psów zajadłych,
w rezerwacie bestii dzikich,
które Boga w sercu mają tylko w dzień 7.
Otaczają mnie hieny,
padlinożercy uzbrojeni w kły i pazury,
którzy gotowi są walczyć do upadłego
dla byle ochłapu.
Miernoty, utaplani w błocie obłudy,
z taka dumą nazywające się ludźmi.
Nie urodzenie stanowi człowieka,
a jego czyny.
Więc jedyne co mi pozostało to utopić się
W morzu nienawiści.
Nienawiści do nich.
Nienawiści do siebie.
Kiedyś nie śmiałem myśleć o marzeniach.
Teraz potrafię szydzić z ludzi tak jak oni
ze mnie szydzą.
I coraz bardziej zanurzam się w tym
bagnie.
Zrozumiałem to.
Staje się jednym z nich.
Bo miłość obojętnością zastąpić chcę.
A szacunek, pogardą.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.