Nigdy niekończąca się droga
Kiedy noc przeleje się łzami
A żałość przeminie ze świtem
Kiedy słońce rozgrzeje swym blaskiem
Znękaną cierpieniem mą duszę
Odrodzę się znów – by trwać
Jak feniks z popiołów wstać
Nie wybiegać wciąż dalej, przed siebie
Gdzie droga nieznana i czarna
Po prostu brnąć,
Choćby powierzchnia była marna
Z poranka do zmierzchu
Grać skrzętnie rolę,
Grać niewzruszenie, ukrywać swą wolę
Zapomnieć o scenariuszu pisanym w niebie
Bo czas przyjdzie po wszystkich –
Nawet po Ciebie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.