Nigdy wam...
Wyszedłszy z domu, leży przygnieciony
Bezkresnym pięknem szyderczych
uśmiechów.
Podniósłszy się z ziemi, mknie
oślepiony,
Wzrokiem tysięcy skupionych w
bezdechu...
Niepokój...
Spojrzawszy za się, spogląda na słońca
Blask wiekuisty, jemu nie dostatni.
Spostrzegłszy światło na ulicy końcach,
W cieniu się kryje, brak mu duszy
bratniej...
Samotność...
Usiadłszy na ziemi, twarz kryje w
ramionach,
Tęskniąc do drugiej połowy całości,
Pragnąc jedynie, by skryć się w
ramionach...
Życiem są chwile, cierpieniem
wieczności...
Ostateczność...
Pochwyca kamień i na murze kreśli,
Słowa bolesne nie tylko dla niego:
"Życie na stole pijanego cieśli
Nie daje szczęścia. Nie daje niczego."
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.