Odi concubitus qui non utrinque...
Otuliły mnie skrzydła.
Powoli pieściłem skórę ich właścicielki.
Dotykałem mymi ustami każdego centymetra
tej nieskończonej atłasowej powierzchni
Poznałem smak jej ust.
Usłyszałem szept,
ten którego już nigdy nie zapomnę.
I trwaliśmy tak razem
zawieszeni pomiędzy niebem
a piekłem.
Wysłuchując jedynie pieśni
wygrywanej przez nasz oddech
Księżyc palił oczy
gorącym płomieniem
Gwiazdy zaś
wbijały swe błyszczące iskry
w nasze zielenice
A jedyny chłód który nas dopadał
to słony powiew z nad morza,
które wystąpiło z naszych ciał...
Tak
Jeśli zapytacie
Odpowiem że...
Tak
Byłem wtedy szczęśliwy
*”Nienawidzę pieszczot, które obu stron nie sprawiają rozkoszy”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.