Odłamki prawdy
na obraz składa się wiele snów, przepływów
przez pryzmaty załamań świateł
wiązki wiązanki peruki, strony dwie,
zdublowane losy
zdziesiątkowane narody, przez oczy
zniekształcony obraz prawdy
wnika i to jest pierwsze odbicie
drugie to nasza próba zrozumienia i
przekazania komuś
trzecie to nasze świadome kłamstwo o
wieczorze sprzed lat
o wspólnym rzyganiu do wanny prawda
niedocieczona
we mgłę alkoholu spowita muza
sprzęgłem się z postacią Lukrecjusza
z marzeniami Aureliusza
z wątpieniami i miłościami człowieka z
lustra
napadnięty przez słowa, zmartwychwstają
oni
ale robaczek świętojański też przysuwa się
do tafli wody
ten wysłannik z czasów pierwszej wyprawy
krzyżowej
chce mi podać swą dłoń
więc chwytam Marsjanina za rogi
i wlewam się przez gardło Angeliki do
własnych oczu
i puszczam brzytwę a chwytam.. Nie!
Nie, to natura mnie przytłacza moja, jestem
jej więźniem
gestów spojrzeń.. Nie, to nie więzienie
To wyjście
Przepływ z ojca na syna, z kata na
ofiarę
z penisa do pochwy - tego czegoś, tych
odłamków prawdy
bo podaję sobie rękę, wyciągam przez noc,
sobowtór wyciąga
i ja wyciągam Tafla, spotkanie I odchodzę,
odchodzi w ciele lwa
mrówka Metamorfozy u fryzjera Pod ręką
skalpela
chmary zapachów z południa
zagarniają oczy tłumu, zabili mnie
wczoraj
tłumiąc uczucie doznane
dzisiaj widzę że dłonie tłumu były moje
a smutek niczyj
we łzie spłynęła esencja
do porcelanowego kubka wiary
przytkniętego do ust syna
z przebiegłością lisa chmury zanurzyły się
w jeziorze
pstrąg pochwycił przynętę
blask złączył się z ciemnością
płacząc zacząłem się śmiać
godzina rozpaczy zamieniła się w rozkosz
rozkosz w śmierć
po niebie wędrowały gazele
gałęzie spryskiwały czoła starców
moje zęby zagnieżdżały się w moim ciele
sny Angeliki uspokajały się w mojej litanii
kłamstw
rtęć błyszcząca krążyła między zmysłami
niczyimi, tajemnica zmartwychwstania
albo raczej bycia wszędzie
przyjmuję koniec będący początkiem
czekam na śmierć przed którą uciekam
całuję usta które są mną
Zamieranie jest mną Tą samą drogą
pokonywaną od końca
powrotem ze szczytów chwil
do punktów odbitych w pamięci przez oddech
tej
ożywionej garstki popiołu
naśladującej, powtarzającej to co się
dzieje
zawsze i wszędzie
jak wiecznie krwawiąca ze stygmatów martwa
wariatka
otrząsam z siebie krople waszych
oczekiwań
staram się spływać jak woda po grzbiecie
tej chwili
która jest dziką kaczką w okowach
zamarzającego jeziora
przed odlotem w krainę nowej wiosny
Przeszłość styka się z przyszłością w
teraz
nigdy nie zrozumiem, nie przestanę bać się
przyszłości
Ponieważ wszystko mnie przytłacza i umiem
tylko umierać
Wystarczy być, przez pięć lat chociaż
rozumiejąc przeszłość
teraźniejszość i przyszłość
wśród towarzyskich zapachów wędrujących z
oczu do oczu
w krainie straconej młodości
Komentarze (1)
bardzo interesujący w treści i wyjątkowo mocny
wiersz...(+)