odlatujące motyle
Kiedy odchodził czuła odlatujące motyle
patrzyła na dziurawą płytę chodnika
palce zaciskała w niezdarny koszyk
beznadziei.
On liczył gasnące światła w blokach
szarpiąc sznurek swojej kurtki
zastygając co chwila w mglistej aureoli.
Ulica oddychała opadłym kurzem
bramka odliczała czas każdym zgrzytem
ich serca biły coraz szybciej
Księżyc tonął w bladoszarej poświacie
- zimny, wciąż ten sam niezmienny.
Rozeszli się...w przeciwne strony
a wraz z nimi odleciały motyle.

Stysia87

Komentarze (3)
może i brak w nim rytmu i dość ciężko się go czyta,
ale maluje z wyobraźni piękny obraz.. mało który
wiersz ma takie.. zdolności;) świetnie;)
pozdrowienia;)
Wiersz dobry. Jednak trochę mało w nim rytmu i
płynności. Ciekawe metafory. Trafna puenta.
//niezdarny koszyk beznadziei.//
dośc ciekawe.
ogólnie całkiem fajnie.
pozdrawiam.