Odmieniec
Stary kąt
zasypany nudnym kurzem
Szara czerń
odrapana jak starzec
Spowity zasłoną, tonę
ale tu nie ma lądu
nie ma dna
Brak tu powietrza
brak wody...
Nie ma we mnie zbrodni
samobójstwa
nie ma kary
nie ma sędziego
To życie nie daje oddychać
Ktoś zabił moją muzę
zaszył jej usta
Dryfuję bezwładnie
pomarszczony
gotowy na śmierć
Kto chce ujrzeć mój sen ?
Ktoś niepomny na wstyd
desperat
odmieniec
Kto zamrozi płomienie ?
Kto przetnie powietrze
rozrzucając kawałki ?
Kto przejdzie przez morze
nie czyniąc fal ?
W ten zimny, błotnisty dzień
stojąc nad grobem
zapomnę o niebie
Sześć stóp pod ziemią
sam będę bogiem...
Wena się kończy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.